Pierwsza
Prezes SN Małgorzata Gersdorf przedstawiła swój projekt ustawy o SN będący
„odpowiedzią” na „wspólny” projekt rządu i Prezydenta, który z kolei jest
„zamiennikiem” dla zawetowanego przez Prezydenta projektu rządowego.
Co to
się porobiło? I rząd i Prezydent i
sędziowie, a nawet Pierwsza Prezes SN na wyprzódki chcą reformować biedny SN.
Dziwi, że Pani Prezes swoje kompetencje do opiniowania projektów
ustaw pomyliła z inicjatywą ustawodawczą i napisała konkurencyjny projekt ustawy o SN. Obywatelom od tego trendu
reformatorskiego, ilości i objętości
projektów i uzasadnień w głowach się kręci, by nie rzec miesza. A jeszcze parę
miesięcy temu złotouści
egzegeci i sofiści – sędziowie i autorytety prawne wymazywali rzeczywistość o patologiach
w sądownictwie i wskazywali zastępczych winnych - media, egzekutywę, legislaturę i ponad wszystko
społeczeństwo - tych osobników niezrównoważonych psychicznie, pieniaczy,
roszczeniowców, bezzasadnie niezadowolonych z decyzji sędziów, osobników
z niskich pobudek szkalujących sędziów lub nierozgarniętych umysłowo.
To postęp, że nareszcie potrzebę reformy dostrzega nie tylko
społeczeństwo i rządzący, ale także sami sędziowie. Dalej nie ma natomiast
zgody co reformować i jak. A co najważniejsze jak dotąd planowane reformy
dotyczą bardziej skutków a niż przyczyn, bowiem brak jest poprawnej diagnozy. Reform tych nie
poprzedziła głęboka i gruntowna analiza przyczyn, które sprawiają, że polskiemu
wymiarowi sprawiedliwości bliżej do tych w bananowych republikach, niż
demokratycznych państw prawa. A przede wszystkim nie było szerokiej debaty
narodowej ze społeczeństwem, fachowcami,
pokrzywdzonymi i przedmiotami reform.
Dużo jest dość prymitywnej propagandy zwolenników i przeciwników,
nagłaśniania informacji o sędziach złodziejach, piratach drogowych, czy
zawłaszczaniu sądownictwa, uzależnianiu poltycznemu itp. Natomiast nie ma
żadnej poważnej analizy dotyczącej
działań i zaniechań sędziów en masse na salach sądowych, które są
zaprzeczeniem istoty funkcjonowania władzy sądowniczej. Nie ma też żadnych
planów reform, które zmieniłyby ten tragiczny stan. Zasada pewności prawa, która ma zapewniać
obywatelowi bezpieczeństwo prawne wyrażające się
zwłaszcza przewidywalnością postępowania organów państwa jest w
rzeczywistości fikcją, picem i ściemą, jeżeli orzeczenie w sprawie zależy od
arbitralnych decyzji sędziów nie mających podstaw w przepisach prawa i przyjętych powszechnie regułach gry.
Przyczyną tego stanu są;
1.
nieustalanie
rzeczywistego stanu faktycznego w
sprawie (podstawą decyzji znaczącej części sędziów nie jest prawda materialna,
a fikcja),
2.
karygodny brak stosowania logiki przy wyciąganiu wniosków z dowodów w sprawie przez
niemałą część sędziów (nieumiejętność
wynikająca z braków intelektualnych, braków adekwatnej wiedzy i doświadczenia
życiowego lub niestosowanie wyżej wymienionych umiejętności),
3.
interpretacja
przepisów prawa zbyt często zależy od arbitralnego nieprzestrzegania hierarchii reguł wykładni,
absurdalnego stosowanie równocześnie różnych reguł interpretacji i
karygodny brak stosowania logiki.
Dlaczego?
Po pierwsze wiekuiste
doświadczenie uczy, że wszelki człowiek, który posiada władzę, skłonny jest jej
nadużyć; posuwa się tak daleko, aż napotka granice. Któż by powiedział! Nawet
sama cnota potrzebuje granic.
Po drugie
- Iżby nie można było nadużywać
władzy, trzeba, aby przez naturalną grę rzeczy władza powściągała władzę[i]
Od
1990r. władza sądownicza jest państwem w
państwie i pod hasłem niezawisłości i
naruszania praworządności, demokracji etc. skutecznie walczyła z propozycjami
jakichkolwiek zmian.
Aby
powściągnąć władzę sądowniczą
legislatura musi zmienić Ustawę o SN i KRS i wprowadzić sensownie przepisy
dotyczące dyscyplinowania sędziów. Izba dyscyplinarna przy SN i ławnicy są
bardzo dobrym pierwszym krokiem naprzód. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale nawet najlepsze prawa są mniej warte niż
papier na którym je spisano, jeżeli nie są konsekwentnie przestrzegane i
egzekwowane.
Niezrozumiałe
od paru dekad jest też, dlaczego sądy odwoławcze i SN uchylając orzeczenia z
powodu rażących uchybień, które są oburzającym zaprzeczeniem
istoty funkcjonowania władzy sądowniczej – nie kierują z urzędu skarg
dyscyplinarnych na autorów uchylonych
orzeczeń. Ten prosty zabieg, (zgodnie z
zasadą – czym więcej świństwa rzucisz na ścianę, tym więcej się przyklei) przez
te dekady zmieniłby chociaż trochę
poczucie odpowiedzialności sędziów. Byłoby przy okazji mniej odwołań, mniej
skarg kasacyjnych, mniej skarg do ETPC,
krótsza a więc szybsza „droga przez mękę”, mniejsze koszty ...itd.
I
tutaj dochodzimy do roli Sądu Najwyższego zawartej w art. 183 ust. 1
Konstytucji oraz art. 1 ustawy o Sądzie Najwyższym, a także konstytucyjnej
klauzuli demokratycznego państwa prawnego. Sąd Najwyższy ma sprawować nadzór
nad orzecznictwem sądów powszechnych.
Polski Sąd Najwyższy po transformacji nie spełniał i
nie spełnia do dzisiaj roli organu dbającego w
pierwszej kolejności o prawidłową wykładnię prawa w orzecznictwie
sądowym oraz o jednolitość orzecznictwa.
W
„starych demokracjach” sprawy, które
trafiają do tych sądów mają charakter
precedensowy i doniosły dla wymiaru sprawiedliwości.[ii] Orzeczenia sądów najwyższych rozstrzygających konkretny
spór obywatela mają szersze znaczenie i doniosły wpływ na kształtowanie się
linii orzeczniczej dot. problemów prawnych w sprawie, a nie tylko rozstrzygnięcie konkretnego
postępowania.
W
polskich realiach, sprawowanie nadzoru judykacyjnego i wymierzanie
sprawiedliwości przez SN nie jest de
facto funkcjonalnie podporządkowane zadaniom zapewnienia jednolitości
orzecznictwa i prawidłowej wykładni prawa
jako elementów gwarantujących bezpieczeństwo obrotu prawnego oraz
pewność prawa. A przecież obydwie te wartości są niezbędne dla realizacji
zasady demokratycznego państwa prawnego, w tym zapewnienia odpowiednio
efektywnego stopnia ochrony praw i wolności jednostki zadeklarowanych w
Konstytucji.
Rola Sądu Najwyższego w lwiej części sprowadza
się do roli III instancji. Erudycja, wyrafinowanie i piękna polszczyzna sędziów
w uzasadnieniach orzeczeń SN jest często godna podziwu i dobrze się czyta. Nie
zmienia to faktu, iż orzeczeczenia
dotyczące tych samych zagadnień prawnych
są niespójne i sprzeczne, a
zdarza się, iż jakością merytoryczną niewiele odbiegają od jakości orzeczeń sądów pwszechnych. A
przecież to SN winien pełnić nadzór w zakresie orzekania i ma być dla
sędziów sądów powszechnych autorytetem, wzorem i wyrocznią.
A autorytet, wzór i wyrocznia np. zakłada, że sądy odwoławcze i SN poważnie podchodzą do swych obowiązków, a
zatem, że realizując dyrektywy pzepisów prawa rozpoznaje apelację lub kasację
nie tylko w granicach zaskarżenia i podniesionych zarzutów, ale także w
zakresie szerszym pod kątem zaistnienia bezwzględnych przyczyn odwoławczych i wówczas
powinniśmy przyjąć, że w każdym wypadku, gdy określona sprawa stanowiła
przedmiot rozpoznania w trybie apelacji lub kasacji, tym samym przedmiotem
rozpoznania było istnienie (lub brak) bezwzględnych przyczyn uchylenia
orzeczenia. Wg Sędziego SN Stanisława Zabłockiego - nader pesymistyczne byłoby zaś
przyjęcie innego założenia.
A jeżeli to założenie jest błędne – co w takim nader pesymistycznym wypadku?
I logika sędziów SN „...choć pracodawca nie miał obowiązku wypłacania należności z tytułu ryczałtów za noclegi to jednak (…) taki stan
rzeczy uprawnia pracownika do
otrzymania od pracodawcy ryczałtów za noclegi...”
Od ponad 20 lat
podtrzymywana jest ta nienormatywna
fikcja prawna[iii],
że spełnione są wymagania wynikające z art. 183 ust. 1 Konstytucji oraz art. 1
ustawy o Sądzie Najwyższym, a także z konstytucyjnej klauzuli demokratycznego
państwa prawnego.
Czas skończyć z tą
symulacją konstytucyjności działań SN!
Apel ten skierowany jest przede wszystkim do
decydentów - Prezydenta, Ministra Sprawiedliwości, RPO, KRS, I Prezes SN,
posłów i senatorów na okoliczność
inauguracji prac nad ustawami o SN.
We wspólnym projekcie rządowo- prezydenckim ustawy o SN dwie nowe izby i wprowadzenie instytucji
skargi nadzwyczajnej daje nadzieję na powolne ewolucyjne zmiany. Izba Dyscyplinarna
i zmiana przepisów o postępowaniu dyscyplinarnym wobec wszystkich zawodów
prawniczych, a przede wszystkim konsekwentne stawianie zarzutów dyscyplinarnych
sędziom za delikty dyscyplinarne przedstawione w trzech punktach na początku
tego tekstu daje nadzieję.
Moją notkę z przed dwóch miesięcy zatytułowałam Prof.
Gersdorf może spać spokojnie, będzie jak było, dzisiaj po zapoznaniu się z projektem ustawy o SN
Pierwszej Prezes tego sądu, widzę
maleńkie światełko w tunelu. Pani Prezes już nie oburza się na projekt Izby
Dyscyplinarnej w SN i nie twierdzi, że sędziowie to kryształowe charaktery, a
kilka incydentów rozdmuchanych przez
media itd itp..., a w swoim
projekcie proponuje nawet kilka ostrzejszych rozwiązań dyscyplinarnych niż w pierwotnym
projekcie rządzących.
Niepokoi natomiast zlikwidowanie
w tym projekcie skargi nadzwyczajnej i izby w której miałaby być te skargi
rozpatrywane. W zamian prof. Gersdorf
proponuje kasację i jeszcze jednego rzecznika - Sprawiedliwości
Społecznej przy SN. Wprawdzie sam rzecznik nie jest to pomysł Pani Prezes,
ale w tym projekcie rzecznik ten ma zupełnie inną rolę - ma stać „na straży praworządności oraz ochrony praw uczestników postępowań
sądowych zakończonych prawomocnym orzeczeniem, które nie może być wzruszone w
trybie przewidzianym w ustawach o postępowaniach sądowych z uwagi na upływ
terminów do wniesienia kasacji albo skargi kasacyjnej bądź ich
niedopuszczalność.”
Abstrahując od kwestii dublowania zadań
tego nowego rzecznika i RPO, a ten ostatni nie ma najlepszych notowań wśród
swoich klientów, to rozwiązanie to w mojej opinii jest próbą podtrzymywania
nienormatywnej fikcji prawnej, przedstawionej powyżej. Fikcji, w której kasacja
będzie „brzmiała” poważniej, niż skarga nadzwyczajna.
Ten manewr
uniemożliwiłby
kasację-skargę nadzwyczajną od
kasacji, czyli uniemożliwiłaby dochodzenie sprawiedliwości i skarżenie orzeczeń
SN. Fikcja o „wyższości” decyzji SN, czyli
chaos nieistniejącej jednolitości orzecznictwa (SN orzeka nawet
niezgodnie ze swoimi własnymi uchwałami) i niestosowanie paradygmatu wykładni
przepisów prawa byłyby zabetonowane na następne ćwierćwiecze.
Zważywszy na doniosłą pozycję ustrojową Sądu
Najwyższego (na razie w lwiej części teoretyczną) reforma SN ma w założeniu poprawić działanie
tej instytucji. Na zdrowy chłopski rozum
wybory kandydatów na stanowisko sędziego Sądu
Najwyższego (jak i redagowanie
regulaminu tych wyborów) nie powinno być kompetencją Kolegium Sądu Najwyższego,
a raczej kompetencją przedstawicieli Suwerena, łącznie z wysłuchaniem
publicznym w Sejmie. Takie wybory byłyby przejrzyste, dawałyby szansę poznania
kandydata społeczeństwu, a ranga wyboru przez parlament podnosiłaby prestiż
przyszłego sędziego SN i zobowiązywała do odpowiedzialności moralnej przed
Suwerenem. Alternatywnie wyboru dokonywałaby zreformowana Krajowa Rada
Sądownictwa po wysłuchaniach publicznych. Tylko wybór Pierwszego Prezesa SN ma
umocowanie Konstytucyjne i należy do Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN.
[ii] Skarg kasacyjnych jest niewiele, bowiem orzecznictwo SN jest
drogowskazem dla sądów niższych instancji, a sędziowie rzadko popełniają
uchybienia zawarte w 3 punktach w tekście, a jeżeli to kontrola sądu
odwoławczego uchyli wyrok.
[iii] Fikcja prawna – norma prawna nakazująca kontrfaktyczne uznanie
wystąpienia pewnego faktu prawnego,
który w rzeczywistości nie miał miejsca.