B. sędzia Artur J. otrzymał kuriozalną decyzję GIODO nakazującą
usunięcie
danych osobowych: imienia,
nazwiska, danych dotyczacych skazań z mojego artykułu. To nie pierwszy
raz b. sedzia Artur J. ma problem z moimi tekstami wysylajac do portali wnioski,
jak poniżej przywołany.
Wniosek o usunięcie danych osobowych
Żądam natychmiastowego usunięcia moich
danych osobowych opublikowanych na stronie internetowej X.
Opublikowanie moich prywatnych danych w dniu 28 lipca
2009 r. nastąpiło bez mojej wiedzy i zgody. Jest to więc działanie
bezprawne. Dane te w świetle art. 27 ust. 1 ustawy o ochronie danych
osobowych podlegają szczególnej ochronie, jako dane szczególnie wrażliwe.
Ponadto, w dniu 13.05.2013 r. na formularzu kontaktowym X
zgłosiłem wniosek o usunięcie moich danych osobowych, wskazując jednocześnie,
iż ich publikacja narusza moje prawa. Do chwili obecnej moje dane osobowe nie
zostały usunięte. W tej sytuacji dalsze publiczne udostępnianie moich danych
odbieram jako uporczywe, bezprawne naruszanie mojej prywatności.
Co szczególnie istotne, opublikowane na
w/w stronie informacje są już nieaktualne, albowiem nastąpiło już zatarcie
skazania. Z chwilą zatarcia skazania uważa się je za niebyłe; wpis o skazaniu
usuwa się z rejestru skazanych (art. 106 Kodeksu karnego). Oznacza to, że z
chwilą zatarcia skazania następuje usunięcie wszelkich jego skutków – nie tylko
w zakresie prawa karnego ale, co należy szczególnie podkreślić – w sytuacji
społeczno-zawodowej skazanego. Nie budzi zatem wątpliwości, iż wskazana wyżej
publikacja niweczy skutki zatarcia skazania, a w konsekwencji również
negatywnie oddziałuje na normalne życie niżej podpisanego.
Z powyższych względów wystąpienie z niniejszym wnioskiem
jest konieczne i uzasadnione. Jednocześnie informuję, iż jeżeli w ciągu 7 dni
(od chwili wprowadzenia wniosku do środka komunikacji elektronicznej
kontrolowanego przez X) wniosek nie spotka się z pozytywną reakcją, będę
zmuszony podjąć kroki prawne, co narazi osoby odpowiedzialne na sankcje prawne
z odpowiedzialnością karną włącznie.
A.J
O co chodziło w tymi danymi osobowymi? Kilka dobrych lat
temu napisałam tekst o bezprawiu Trzeciej Władzy i braku jakiejkolwiek
odpowiedzialności sędziów – tak dyscyplinarnej jak i karnej za popełnione
przestępstwa. Podałam bulwersujące przykłady, m.inn. przykład sędziego SR w W. Artura J. Poniżej cytat, który
oburzył sędziego J.
“Sędzia spowodował wypadek drogowy, w wyniku którego
zginęła starsza kobieta, a druga osoba odniosła ciężkie obrażenia (obecnie na
wózku inwalidzkim). Wszczęto sprawę dyscyplinarną, rzecznik
dyscyplinarny żądał ukarania sędziego naganą (sic!), Sąd
Apelacyjny w Warszawie (jako Sąd Dyscyplinarny) wymierzył sędziemu karę
złożenia z urzędu.
SN utrzymał wyrok I instancji. Sędzia SN Jerzy
Grubba podkreślił, że wyroki sądów karnych są dla sądu dyscyplinarnego wiążące,
co do ustalenia winy a chociaż prawo nie zakazuje osobom karanym bycia
sędzią, "...ale dla nikogo nie może stanowić wątpliwości, że
dopuszczenie się przestępstwa jest najwyższym deliktem dyscyplinarnym, jaki
można zarzucić sędziemu..." – stwierdził Sędzia Grubba.
Interesująca jest informacja, że
sędziowie w Polsce uwazaja, iz moga pozostac sedziami bedac osobami karanymi!
Wydawałoby się, że niekaralność jest niezbędnym kryterium
sprawowania władzy sędziowskiej! Tak przynajmniej dzieje się w cywilizowanym
świecie…”
To tyle w moim tekście o Arturze J.
Na marginesie - czapka z głowy Sędziemu
J.Grubba. Nie wszyscy jego koledzy w SN mają takie radykalne poglądy co
wymagań w kwestii morale kolegów sędziów.
A wracając do „wniosku“ – b. sędzia napisał “…zgłosiłem wniosek o usunięcie moich danych osobowych,
wskazując jednocześnie, iż ich publikacja narusza moje prawa. Do chwili obecnej
moje dane osobowe nie zostały usunięte. W tej sytuacji dalsze publiczne
udostępnianie moich danych odbieram jako uporczywe, bezprawne naruszanie mojej
prywatności…”
i dalej
(Opublikowanie danych) “…nastąpiło bez
mojej wiedzy i zgody. Jest to więc działanie bezprawne. Dane te w
świetle art. 27 ust. 1 ustawy o ochronie danych osobowych podlegają
szczególnej ochronie, jako dane szczególnie wrażliwe…”
Ups! Były sędzia bajki opowiada.
Czy wynika to z poziomu wiedzy prawniczej czy alternatywnie z przyzwyczajenia
zawodowego do poszanowania prawa? Nie wiem też o jakiej prywatności prawi Artur
J.? Po pierwsze w czasie, gdy pisałam ten tekst Artur J. był osobą publiczną właśnie
pozbawioną funkcji publicznej.
"...Osoby wykonujące funkcje
publiczne - ze względu na swą pozycję i możliwość oddziaływania zachowaniami,
decyzjami, postawami, poglądami na sytuację szerszych grup społecznych - muszą
zaakceptować ryzyko wystawienia się na surowszą ocenę opinii publicznej...” SK
43/05 12.05.2008
Po drugie został właśnie skazany prawomocnym wyrokiem za
przestępstwo. Imię i nazwisko skazanego przestępcy to są informacje
publiczne, tak jak publiczny jest wyrok sądu. Tak stoi w polskim prawie.
Stąd po trzecie; przepisy ustawy o ochronie
danych osobowych nie obejmują informacji publicznych, to chyba jasne i
oczywiste jak słońce.
Na marginesie, abstrahując od faktu, że
b.sędzia nie potrafi rozróżnić prywatnych danych osobowych od informacji
publicznej, zachodzę w głowę jakie to dane „szczególnie wrażliwe“
podałam jakoby bezprawnie (bez zgody na piśmie) według Artura
J.? Podałam jego imię i nazwisko i sentencję publicznego wyroku.
Natomiast katalog danych „ szczególnie wrażliwych“
jest dość długi, ale z nazwiskiem i imieniem, czy sentencją wyroku nie
ma nic wspólnego. I tak czy samo
nazwisko i imię może być informacją o pochodzeniu rasowym i etnicznym
sedziego? I czy możemy po nazwisku poznać czyjeś przekonania filozoficzne
i religijne? Albo może przynależność wyznaniową, partyjną,
czy związkową? Przy najlepszych chęciach nie można z nazwiska
uzyskać danych o kodzie genetycznym czy też danych życiu seksualnym,
ani danych o jego nałogach czy stanie zdrowia.
Dlaczego więc Artur J. tym właśnie artykułem podpierał się? Jedyne racjonalne wytłumaczenie to chyba stare
przyzwyczajenie do arogancji nietykalnych i tęsknota do tej utraconej szczególnej
ochrony.
Dalej w swoim liście do właściciela portalu b. sędzia
pisze:
“…Co szczególnie istotne,
opublikowane na w/w stronie informacje są już nieaktualne, albowiem nastąpiło już
zatarcie skazania. Z chwilą zatarcia skazania uważa się je za niebyłe; wpis o
skazaniu usuwa się z rejestru skazanych (art. 106 Kodeksu karnego). Oznacza to,
że z chwilą zatarcia skazania następuje usunięcie wszelkich jego skutków – nie
tylko w zakresie prawa karnego ale, co należy szczególnie podkreślić – w
sytuacji społeczno-zawodowej skazanego. Nie budzi zatem wątpliwości, iż
wskazana wyżej publikacja niweczy skutki zatarcia skazania, a w konsekwencji
również negatywnie oddziałuje na normalne życie niżej podpisanego…”
Mój Boże! Artur J. żąda usunięcia tekstu z przed czterech
lat, ponieważ dzisiaj skazanie jest zatarte! Po pierwsze;
zatarcie skazania wywołuje skutki w sferze prawnej od chwili zatarcia i nie
działa wstecz!
Po drugie; jak praktycznie wyglądałoby
usuwanie w prasie, tv i necie (tutaj w pierwszym i drugim obiegu) setek, jeśli nie
tysięcy oryginalnych i powielonych informacji i artykułów o przestępstwie
Artura J.? To absurd i utopia! Zastraszyć tym bełkotem prawnym można co
najwyżej część mediów drugiego obiegu. Media mainstream wyśmieją takie strachy
na Lachy.
Po trzecie; nawet koledzy po fachu i autorytety
prawne jak np. były I Prezes SN Lech Gardocki stoją na stanowisku, iż „...nie
ma powodu, by (…) fakt skazania jakiejś osoby był pomijany, ponieważ zostało
ono prawnie zatarte. Podnoszenie publicznie faktu, że dana osoba była skazana,
musi jedna leżeć w uzasadnionym interesie społecznym, inaczej bowiem wchodzi w
grę odpowiedzialność za zniesławienie”[i][i]
Informowanie o
procedurach dyscyplinarnych sędziów i o ich wyrokach skazujących, nawet
zatartych, moim zdaniem leży jak najbardziej w uzasadnionym interesie
społecznym, chociażby ze względu na niezwykłą rzadkość takich zdarzeń. To
ja robiłam za friko
PR Trzeciej Władzy. Taka informacja
publiczna leży przecież w interesie samych sędziów, albowiem pokazuje, że
jeżeli nawet sporadycznie, to starają się oczyścić swoje szeregi z nieudaczników
i pospolitych przestępców.
A Pani Magdalena Błaszczyk w swoim
opracowaniu INSTYTUCJA ZATARCIA SKAZANIA W POLSKIM PRAWIE
KARNYM[1][ii] precyzuje
doktrynę;
“… W sytuacji, kiedy
informacja o fakcie skazania, które uległo już zatarciu jest podnoszona
publicznie – czyli może dotrzeć do nieoznaczonego kręgu odbiorców (np.
czytelników prasy, słuchaczy radia, przybyłych na spotkanie wyborcze) albo do
oznaczonej, większej liczby osób (np. zgromadzonych na zebraniu wspólnoty
mieszkaniowej bloku) – podający ją nie popełnia przestępstwa zniesławienia,
jeżeli „...publicznie podnosi
lub rozgłasza prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego
interesu” (art. 213 § 2 k.k.).(...)
Stosując ten tok rozumowania, należałoby informowanie o
skazaniu, które uległo zatarciu, uznać za nieprawdę. W świetle prawa bowiem
skazanie, które uległo zatarciu, uważa się za niebyłe. Jednakże możliwość
przyjęcia takiej interpretacji musi rodzić wątpliwości. „Prawdziwość” jako
znamię kontratypu z art. 213 k.k. jest bowiem interpretowana dosłownie,
literalnie. „Prawdziwy” – to znaczy „odpowiadający rzeczywistości”. Literalna
wykładnia art. 213 k.k. jest uzasadniona ratio legis tego
kontratypu, czyli potrzebą prawa do krytyki…"
Swoboda wyrażania pejoratywnych opinii o osobach
publicznych i w sprawach publicznych winna być niezbywalnym prawem obywatela. Taka
swoboda lub jej brak jest zasadniczym testem demokracji i wolnego
społeczeństwa. Tym bardziej blogerzy, ktorzy w dzisiejszej dobie Internetu
obok dziennikarzy zawodowych pełnią funkcje “strażników demokracji“, winni mieć
prawo pisaniania o nieprawidłowościach w działaniach władzy, businessu i
instytucji pożytku publicznego, bez obawy możliwości odpowiedzialności karnej,
która bez wątpienia powstrzymuje od takiej krytyki wielu, ze szkodą dla szeroko
pojętego interesu społeczeństwa.
Zgodnie z wyrokiem TK SK 43/05, zawsze
istnieje domniemanie, że dziennikarz ( czy to zawodowy czy bloger) działa w
uzasadnionym interesie publicznym.
Informacje podane w moim tekście były rzetelne i nie
naruszyłam art. 213 kk, nie mówiąc o absurdalnym zarzucie naruszenia art. 27
ust 1 ustawy o ochronie danych osobowych.
Sedzia Artur J. nie dał za wygraną. Twierdził, ze w postepowaniach w jego sprawie
żaden sąd nie zasądził ogłoszenia publicznie jego wyroków! Mój Boże, czy jest
mozliwe, aby byly sedzia nie wiedzial, ze wyroki oglaszane przez sady
powszechne w Polsce w imieniu Rzeczpospolitej są publiczne i automatycznie stają się informacją publiczną -
co wynika wprost z Konstytucji? Stąd absurdem i naruszeniem Konstytucji byloby
wypowiadanie sie w tej kwestii przez sądy.
Pozostaje tylko dziękować opatrzności, że Artur J. „zatarty”przestępca
i niedouczony prawnik nie jest już sędzią.
Decyzja administracyjna GIODO stoi w rażącej sprzeczności
z wyżej przytoczonymi orzeczeniami sądów i doktryną.
OdpowiedzUsuńKasta ,,świętych krów III rp .
Sądownictwo i prokuratura w Polsce, posługując się terminologią rolnicza, nie wymaga plewienia, tylko zaorania i obsiania na nowo .
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.895974933871335.1073741875.100003765090518&type=1&l=130372e2ab