Podczas porządków w zakładce „dokumenty” znalazłam opinię Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego z 2012r. dot. zagadnienia przedstawionego przez Rzecznika Praw Obywatelskich. [i] To znalezisko było asumptem do podzielenia się z czytelnikami refleksjami na temat rozstrzygnięć Sądu Najwyższego dotyczących zarzutów o zaistnieniu w sprawie bezwzględnych przyczyn odwoławczych.
Jak sama nazwa wskazuje,
bezwględna przyczyna odwoławcza, to naruszenie prawa podczas postępowania
sądowego tak fundamentalne i istotne, że bez względu na fakt czy miało ono
wpływ na treść wyroku, (a więc bez rozważania,
czy w ogóle wyrok jest sprawiedliwy i rzetelny, a oskarżeni winni czy
niewinni), jeżeli jest zasadne powoduje zawsze
uchylenie zaskarżonego orzeczenia. Zamknięty katalog tych uchybień jest zawarty
w art. 439 § 1 kpk.
Sąd odwoławczy podczas
rozpatrywania każdej skargi odwoławczej ma obowiązek z urzędu
sprawdzić czy wyrok sądu I instancji jest obciążony uchybieniem stanowiącym
bezwzględną przyczynę odwoławczą, bez względu na to czy skarżący podnosił tę
kwestię w skardze, czy też nie. Zaniechania w wypełnieniu tego obowiązku po stronie
sądu niestety zdarzają się. Stąd jeżeli skarżący złoży skargę kasacyjną od
wyroku sądu apelacyjnego, ponownie nie podnosząc zarzutów o charakterze
bezwzględnym, taki sam obowiązek spoczywa na Sądzie Najwyższym przy
rozpatrywaniu kasacji.
Jakie narzędzia ma skazany, kiedy
zdarzy się, że Sąd Najwyższy nie wypełni swoich ustawowych obowiązków i wyrok nadal jest obciążony naruszeniem bezwzględną przyczyną odwoławczą?
Skazany może zwrócić się do
Ministra Sprawiedliwości lub Prokuratora Generalnego, ewentualnie do Rzecznika
Praw Obywatelskich z prośbą o wywiedzenie kasacji nadzwyczajnej. Drugą
możliwością jest wznowienie postępowania, ale jest to możliwe tylko z urzędu, nie zaś na wniosek strony. Pełnomocnik
skazanego nie może złożyć wniosku o wznowienie postępowania, może natomiast zasygnalizować sądowi istnienie
uchybienia z art. 439 § 1 kpk, a sąd z
urzędu ma obowiązek sprawdzić, czy tak
jest rzeczywiście.
Teoretycznie
więc, jeżeli rzeczywiście istnieje zasygnalizowana lub podniesiona w kasacji
bezwzględna przyczyna odwoławcza, to w konsekwencji wyrok zostanie uchylony, a
sprawa przekazana do ponownego rozpatrzenia. Niestety praktyka daleko odbiega
od teorii.
Lwia część próśb
o wywiedzenie kasacji przez MS, PG czy RPO jest nieskuteczna i odrzucana przez ww. Skierowanie do sądu sygnalizacji
i ewentualne wznowienie postępowania jest równie nieskuteczne.
Dlaczego?
Tak sędziowie w przypadkach sygnalizacji (wznowienia)
jak i kasacji, a funkcjonariusze MS. PG i RPO w przypadku prośby o wywiedzenie
kasacji zbyt często zakładają z góry, iż w aspekcie pragmatycznym te kroki
są podejmowane przez skazanych „bowiem
(są) wyraźnie nakierowane na osiągnięcie...celu, jakim jest doprowadzenie do
ponownego rozpoznania sprawy, o której już prawomocnie orzeczono (..:), a więc
sprawy nienowej – po to, by ostatecznie uzyskać w niej inne, korzystniejsze
orzeczenie.”[ii]
Innymi słowy to faux pas, a nawet być może zwykła bezczelność tych
skazanych, to „nakierowanie się na doprowadzenie do ponownego rozpoznania
sprawy”. Nawet jeżeli doszukali się w swoich sprawach domniemanych bezwzględnych
przyczyn odwoławczych, podejmowanie w
ogóle jakichkolwiek kroków i zawracanie głowy sędziom, czy funkcjonariuszom MS,
PG lub RPO, aby ostatecznie uzyskać ten
niecny cel – „korzystniejsze orzeczenie” jest oburzające!
Poza tą
wręcz oczywistą niechęcią ww do zmiany orzeczenia na korzystniejsze, gdy istnieją
podstawy do takiej zmiany, teoretycy prawa i sędziowie mają w zanadrzu jeszcze inną,
o wielokrotnie większej sile rażenia broń. Ironicznie jest to obowiązek sądów
odwoławczych i SN rozpoznania we wcześniejszej apelacji i kasacji ewentualności zaistnienia
bezwzględnych przyczyn odwoławczych. Otóż teoretycy w doktrynie, a w praktyce sądy, MS, RPO i PG
zakładają, iż taka kontrola miała zawsze miejsce, nawet jeżeli sąd
apelacyjny czy SN nie wspomniał o tym kontrolowaniu w protokole rozprawy lub
uzasadnieniu. Sąd nie wspomniał wg teoretyków i praktyków, bowiem uznał to „niezaistnienie” za tak
oczywiste i bezdyskusyjne, że szkoda było czasu i „atłasu” na rozwodzenie się w
protokole czy uzasadnieniu.
Sędzia SN Stanisław Zabłocki[iii]
wypowiedział się w tej kwestii – „Jeśli przyjmiemy
założenie wyjściowe, że sąd kasacyjny poważnie podchodzi do swych obowiązków,
a zatem, że realizując dyrektywy określone w art. 536 k.p.k. rozpoznaje kasację
nie tylko w granicach zaskarżenia i podniesionych zarzutów, ale także w
zakresie szerszym pod kątem przesłanek określonych w art. 536 in fine k.p.k., wówczas powinniśmy
przyjąć, że w każdym wypadku, gdy określona sprawa stanowiła przedmiot
rozpoznania w trybie kasacji, tym samym przedmiotem rozpoznania było istnienie
(lub brak) bezwzględnych przyczyn uchylenia orzeczenia. Nader
pesymistyczne byłoby zaś przyjęcie innego założenia.” Trzeba
zaznaczyć, iż to założenie SSN S.Zabłockiego oczywiście odnosi się również do takich
samych obowiązków sądów apelacyjnych.
Rozumiem obawy
SSN S. Zabłockiego, co do konsekwencji -
nader pesymistycznych zresztą -
przyjęcia założenia, iż sąd kasacyjny niepoważnie podchodzi do swoich
obowiązków. Osobiście uważam, iż sąd
kasacyjny zbyt często łamie gwarancje konstytucyjne i przepisy innych ustaw, co
można nazwać efemistycznie i delikatnie - niepoważnym
podchodzeniem do obowiązków. Ta moja opinia opiera się na faktach i osobistych
doświadczeniach (i nie tylko), a nie na oderwanych od rzeczywistości – założeniach.
Same podstawy
logiczne przyjęcia takiego założenia przez Sędziego SN jest fundamentalnie
błędne. Na zdrowy chłopski rozum, jeżeli obowiązkiem sądów apelacyjnych jest
poza granicami zaskarżenia – z urzędu
– rozpoznanie istnienia (lub braku)
bezwzględnych przyczyn uchylenia orzeczenia, a sądy te poważnie podchodziłyby do swoich obowiązków,
to sąd kasacyjny w tej materii nie miałby żadnych obowiązków! Ustawodawca
uznał jednak (słusznie), że może zdarzyć się niepoważne wykonywanie obowiązków przez sądy apelacyjne, stąd
wprowadził ustawowe zobowiązanie, aby również sąd kasacyjny – z urzędu – rozpoznawał poza granicami
skargi kasacyjnej, istnienie lub brak bezwzględnych przyczyn
odwoławczych. Jeżeli zdarzają się takie uchybienia w sądach apelacyjnych,
zakładanie a priori, że w sądzie kasacyjnym nie mogą się zdarzyć jest i
nielogiczne i wręcz absurdalnie.
Po pierwsze większość sędziów SN, przed nominacją do grona „najlepszych z
najlepszych”, orzekała w sądach apelacyjnych lub okręgowych. Nie jest ani
przesadą, ani nadużyciem domniemanie, iż conajmniej części tych sędziów
zdarzyło się niepoważne podchodzenie do
obowiązków. Gdyby było innaczej samo istnienie Sądu Najwyższego pozbawione
byłoby racjonalnych podstaw! W tym miejscu muszę podkreślić, iż niezwykle
rzadko zdarza się, aby sędziowie za rażącą obrazę przepisów prawa byli karani dyscyplinarnie. Stąd jeżeli
zdarzało się niepoważne podchodzenie do
obowiązków niektórym sędziom podczas
orzekania w sądzie apelacyjnym, nie ma żadnych racjonalnych podstaw do zakładania,
iż od samego orzekania w SN przestały im się przydarzać.
W kontekście powyższych stwierdzeń, istotne jest, iż postanowienia o
pozostawieniu bez rozpoznania wniosku o wznowienie po sprawdzeniu sygnalizacji o zaistnieniu bezwzględnych przyczyn
odwoławczych, są wydawane jednoosobowo - nie podlegają więc kontroli
kolegialnej jak i nie nie podlegają kontroli odwoławczej czy zażaleniowej. Taka
sama sytuacja ma miejsce w przedsądzie,
kiedy jeden sędzia postanawia o oddaleniu kasacji jako oczywiście bezzasadnej.
Orzecznictwo
Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach przeciwko Polsce, również
pozytywnie weryfikuje fakt, iż sędziowie SN rażąco łamią prawo, więc nie są
święci. Np w sprawie
Richert v. Polsce ETPC stwierdził m.innymi
„(...)zgodnie z
właściwymi przepisami prawa krajowego nienależyty skład sądu jest jedną z przyczyn,
które podlegają rozpoznaniu (...) w kontekście postępowania kasacyjnego,
niezależnie od faktu, czy wnoszący środek zaskarżenia uwzględnił taką podstawę
prawną w jego treści. Ponadto, uchybienie to skutkowało powstaniem bezwzględnej
przyczyny odwoławczej (...)
Wobec
powyższego, jako że kwestia składu sądu mogła mieć zasadniczy wpływ na wynik
sprawy, Sąd Najwyższy powinien był uwzględnić tę kwestię w swoim postanowieniu.
Tymczasem, Sąd Najwyższy oddalił kasację stosując typową formułę stosowaną zazwyczaj
w kontekście kasacji w sprawach karnych dla celów oddalenia kasacji oczywiście
bezzasadnych. (...)
Nastąpiło zatem naruszenie Artykułu 6
ust. 1 Konwencji (...)”
Zaiste nader pesymistyczna jest konstatacja, że konsekwencje rażącego ignorowania
obowiązków nałożonych przez ustawę na sędziów sądów - apelacyjnych i Sądu
Najwyższego, ponoszą skazani obywatele. Porażający w swojej wymowie jest fakt,
że podstawą kategorycznej odmowy naprawienia fundamentalnych błędów
poprzedników jest założenie - wbrew logice, zdrowemu rozsądkowi i wiedzy o
naturze człowieka, że koledzy sędziowie
rozpatrujący wcześniej apelacje i kasacje to istni święci!
Takie stanowisko „doktryny” i orzeczników SN świadczy o Himalajach hipokryzji, o fasadowości
prawa i inkwizycyjności tak teoretyków jak i praktyków. Zapatrywania Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości
to sztandarowy przykład jaki wpływ na
postawę prawników – głównie pracowników i funkcjonariuszy instytucji państwa
mają „doktrynerzy” najczęściej wykładowcy
akademiccy i orzecznicy SA i SN (także wielu to wykładowcy na wydziałach
prawa). To klony absolwentów Duraczówki i jej dyrektora Igora
Andrejewa. To mozolne zaklinanie rzeczywistości i pranie mózgów aspirantów na
sędziów, prokuratorów czy adwokatów.
Świadczy również o deprecjacji instytucji Sądu Najwyższego, który zamiast urzeczywistniać swoimi działaniami, a rzetelną, zgodną z prawem i przyzwoitą postawą dawać przykład jak
urzeczywistniać ideę sprawiedliwości i praworządności, okazaje się niczym innym, jak tylko jeszcze jedną skorumpowaną moralnie instytucją państwa, niegodną
zaufania, a do tego swoim autorytetem
sankcjonującą i legitymizującą bezprawie.
Pomimo, iż przed transformacją sędziowie
byli w zależni od wytycznych jedynej słusznej partii ( szczególnie w sprawach
mających wydźwięk polityczny czy na potrzeby propagandy) takiej arogancji i takiego bezprawia nie doświadczali obywatele
w Sądzie Najwyższym pod rządami „komuny” .
„...rozpoznanie i w konsekwencji
ustosunkowanie się rewizji nadzwyczajnej[iv]
do podniesionego zarzutu dopuszczania się przez sądy uchybienia przewidzianego
w art. 388 [v]musi
być niewątpliwe i jednoznaczne w swej treści. W takim bowiem tylko wypadku
można przyjąć, że określone uchybienie było rzeczywiście przedmiotem
rozpoznania w trybie rewizji nadzwyczajnej (w myśl oczywiście art. 474 § 3) i
na tej podstawie oddalić złożony wniosek o wznowienie postępowania” [vi]