Tak jakoś od wiosny można zauważyć w
naszym parlamencie ponadnormatywną
biegunkę legislacyjną.
O tych działaniach naszych ustawodawców można rzec za klasykiem “(…) Od rana
bełkot. Bełkocą, bredzą. Że deszcz, że drogo, że to, że tamto. Trochę
pochodzą, trochę posiedzą. I wszystko widmo. I wszystko fantom.(…) jak
ciasto biorą [projekty
ustaw] w palce i żują, żują na papkę pulchną, aż papierowym wzdęte zakalcem, wypchane głowy grubo im puchną. I znowu [głosują]…
Warstwami rośnie brednia potworna…”
Nie wiem dlaczego, ale ciągle zadziwia
mnie, że ta działalność
przechodzi najczęściej bez większego echa. Powinnam się przecież już
przyzwyczaić, bowiem my Polacy en masse kochamy trzymanie za mordę. Po 1945 w gruncie rzeczy niewielu z nas przeszkadzał brak wolności. To
nie brak wolności,
a brak kiełbasy przeszkadzał tak dotkliwie, że
wychodziliśmy na ulice. Tak samo jest
dzisiaj. Jest nie tylko kiełbasa, ale i
ciepła woda w kranie! No to o co chodzi?
Zaakceptujemy każde świństwo, draństwo, łgarstwo, zamordyzm, bezprawie i co tam jeszcze szykują nasi “wybrańcy”, aby mieć spokój i
kiełbachę na grilla.
Przykład: ostatnio uchwalona nowa ustawa o
zgromadzeniach. Teoretycznie, jedną z podstawowych wolności człowieka i
obywatela we współczesnym demokratycznym państwie prawnym jest wolność
zgromadzeń. Polska Rzeczpospolita zgodnie z gwarancjami naszej Konstytucji -
art 57 i podstawowymi międzynarodowymi standardami ( jak art. 11 Konwencji o
ochronie praw człowieka i podstawowych wolności z dnia 4 listopada 1950 r. czy art.
21 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych z dnia 19 grudnia
1966 r.) ustanowiła już na początku
transformacji (w lipcu 1990 r.) Prawo o zgromadzeniach. Przez następne ćwierćwiecze
rządziciele nieustannie mieli wątpliwości, czy aby nie przesadzili z tą naszą
wolnością i ciągle przy niej
majstrowali. Tak majstrowali, że aż Trybunał Konstytucyjny specjalnie
nie uczulony na ograniczanie praw obywatelskich, kilka razy obruszył się.
Ostatnio w wyroku z 18
września 2014 r. (K 44/2012) TK poddał krytyce wydłużenie minimalnego okresu
przewidzianego na notyfikację zgromadzenia. W pierwotnym brzmieniu Prawa o
zgromadzeniach, termin ten wynosił 3 dni od zaplanowanej daty zgromadzenia.
Nowelizacja tej ustawy 14 września 2012
r. zmieniła te 3 dni na 3 dni robocze. Zdaniem Trybunału takie
rozwiązanie przewiduje
nieproporcjonalne ograniczenia wolności zgromadzeń, albowiem „Cele notyfikacji
związane z potrzebą zagwarantowania pokojowego przebiegu demonstracji oraz
zapewnienia ochrony jej uczestników, mogą być osiągnięte w krótszym czasie,
szczególnie biorąc pod uwagę ciągły charakter pracy służb ochrony porządku
publicznego (policja, straż miejska). Wydłużenie okresu notyfikacji do minimum
3 dni roboczych stanowi nadmierne ograniczenie wolności zgromadzeń”.
Również ETPC stwierdził w
sprawie Bączkowski i inni v Polska - „jeżeli zgromadzenie odbywa się później,
traci ono swoje znaczenie i wagę co do bieżącej debaty politycznej i
społecznej, a jego wpływ może znacząco się zmniejszyć. Wolność zgromadzeń może
być pozbawiona znaczenia, jeśli nie można korzystać w niej w odpowiednim
czasie”.
A
tymczasem w myśl nowej ustawy o zgromadzeniach pośpiesznie
„uchwalonej” (2 i pół miesiąca!) kilka dni temu pod pretekstem wykonania
powyżej przywołanego wyroku TK - organizatorzy
zgromadzenia powinni notyfikować gminę nie wcześniej niż na 30 dni i nie
później niż na 6 dni przed jego planowaną datą. Nie dość tego, to jeszcze „projektodawca” czyli „rząd”
określa bezczelnie ten minimalny 6 dniowy czas na notyfikowanie jako
„optymalny”.
Po co nam więc ten Trybunał? Po co ta cała mitręga i mydlenie oczu? Nie dość, że do
rzadkości należą sensowne wyroki TK, to najpierw rząd w nowym projekcie, a
potem posłowie przyciskając guziczki i tak
olali ten wyrok. Dlaczego niemal nikogo
nie dziwi to naruszanie praw obywatelskich zagwarantowanych w Konstytucji, to
bezprawie władzy ustawodawczej i wykonawczej!
Ustawa ta poprzez szeroko rozumiane przepisy karne
Kodeksu wykroczeń i Kodeksu karnego, będzie jeszcze dalej ingerewała i ograniczała
nasze prawa obywatelskie niż poprzednia, np możliwość rozwiązania zgromadzenia za okrzyki przeciwko
władzy!
Jeden z najwybitniejszych jurystów amerykańskich XX wieku
Harry Kalven, Jr. (1914 –1974), specjalista prawa konstytucyjnego, a przede wszystkim
kwestii związanych wolnością słowa uważał, iż
“[...] żadne społeczeństwo, w którym istnieje
przestępstwo znieważania władzy nie jest, bez względu na to, jakie są inne jego
cechy, społeczeństwem wolnym”.