Sprawiedliwość
w sprawie opisanej w notce “Proceder czy precedens? ofiara zabójstwa miała dwa ciała”
wymierzyli Sędziowie Jacek Sowul i Waldemar Malec w Sądzie Okręgowym w Suwałkach.
Na ławie oskarżenia zasiedli
Jacek W. i Krzysztof A., oskarżeni o porwanie i zabójstwo ze szczególnym
okrucieństwem, oraz Marek J. oskarżony o porwanie i torturowanie. Dwóch
pozostałych oskarżonych Wiesław S.
i Damian D. zostało uznanych wcześniej przez Sąd w Olsztynie (w dwóch
oddzielnych postępowaniach), za chorych na umyśle, stąd nie odpowiadali karnie,
Wiesław S. za zabójstwo, Damian D. za porwanie i zabójstwo. Obydwaj zostali
umieszczeni w zakładach psychiatrycznych.
Zanim przejdę do opisu
procesu w Suwałkach, niezbędna dygresja. Sąd w Olsztynie, ustalił datę
zabójstwa, jego domniemany przebieg, a nawet bezpośredniego sprawcę i miejsce
zabójstwa, diametralnie różnie w tych dwóch postępowaniach. Różnią sie one
także zasadniczo od ustaleń sądu w Suwałkach. Np. sąd w Suwałkach skazał
podejrzanych za zabójstwo, które zostało popełnione najpóźniej 9 czerwca 1999r,
podczas gdy Damian D. przebywał w areszcie od 28 maja 1999r, co wykluczało w
sposób oczywisty jego udział w zabójstwie. Sąd olsztyński ustalił, że Damian D.
popełnił zabójstwo w odpowiednim czasie,
ale ofiara zostala zabita w Suwałkach lub okolicach tychże, a nastepnie
rozkawałkowane szczątki przewieziono w okolice Plusk pod Olsztynem. Drugi skład
tego Sądu uznał w sprawie Wiesława S., iż ofiarę przewieziono i przetrzymywano
w okolicach Olsztyna i tam zostala zabita. To tylko niektóre różnice.
Czytelnik zapyta, jak na
zdrowy chłopski rozum jest możliwym, aby trzy różne składy sędziów, mając do
dyspozycji te same zeznania świadków, dowody materialne, opinie biegłych itp,
mogły ustalić niemal równolegle trzy diametralnie różne „prawdy materialne“ w
sprawie o jedno i to samo zabójstwo?
Ciekawostka.
Kwintesencją procesu karnego jest ustalenie stanu faktycznego,
czy innaczej prawdy materialnej. Bez niej wydanie sprawiedliwego wyroku jest
niemożliwe. Sędziowie nie mogą „przejmować“ ustaleń innych sądów w tej samej
sprawie. Każdy sąd musi opierać swoje ustalenia na podstawie „swoich“
przeprowadzonych dowodów. Udowodnienie musi spełnieniać równocześnie dwa
warunki – obiektywny i subiektywny. Warunek obiektywny – dowody, na podstawie
których sąd ustala jakiś fakt, muszą w takim stopniu uprawdopodobnić
zaistnienie tego faktu tak, że każdy normalny, średnio inteligentny człowiek
potwierdzi prawdziwość czyli zgodność z rzeczywistością stwierdzenie sądu,
że ustalił fakt. Warunek subiektywny – sędzia musi być całkowicie przekonany o
prawdziwości swego twierdzenia. Sędzia ocenia dowód swobodnie – ale ocena ta
musi być zgodna z zasadami logiki, zdrowego rozsądku, wiedzy i
doświadczenia życiowego. Niestety
praktyka w sądach bardzo często niewiele ma wspólnego z tą teorią. Swoboda
oceny dowodów jest stosowana literalnie - w potocznym znaczeniu tego słowa, bez
przestrzegania żadnych zasad, w sposób zaprzeczający logice, zdrowemu
rozsądkowi, wiedzy i doświadczeniu życiowemu. Śmiem twierdzić, iż dla wielu
sędziów w Polsce, obalenie np. teorii
względności - z taką swobodą
oceniając dowody jest wyzwaniem intelektualnym średniej trudności.
Sędziowie (i inni prawnicy) twierdzą solidarnie, iż zwykły
obywatel nie jest w stanie, ani pojąć, ani ocenić skomplikowanego procesu
intelektualnego dowodzenia i swobodnej oceny dowodów i dlatego nie ma prawa
krytykowania. Innymi słowy, wg sędziów zwykły obywatel nie jest ani normalny,
ani conajmniej średnio inteligentny, aby potwierdzić lub zaprzeczyć
prawdziwości twierdzeń sądu o ustaleniu jakiegoś faktu.
Aplikując te uwagi do ustaleń faktycznych przez 3 różne składy
sedziowskie w tej sprawie, gdzie sędziowie dysposponowali takim samym
materiałem dowodowym zebranym w śledztwie, gdyby przeprowadzili i ocenili
dowody zgodnie z zasadami i przepisami prawa, ustalenia faktyczne
poczynione na podstawie tych dowodów byłyby generalnie takie same. Mogłyby
różnić się nieistotnymi w ustaleniu winy szczegółami, ale nie byłoby różnic
fundamentalnych w tych ustaleniach, jak miejsce przestępstwa, jego przebieg i
bezpośredni sprawcy i czas zabójstwa.
Wracając do procesu w
Suwałkach, rozpoczął się on 3 lata po znalezieniu domniemanych szczątków
zaginionego Tomasza S. Rozprawę
rozpoczęto od ustalenia, czy szczątki znalezione pod Olsztynem należą do
zaginionego.
Pierwszy składał wyjaśnienia
doktor A.Z.Gidzgier. W tej sprawie medyk udokumentował naoczne obiektywne
obserwowacje stanu faktycznego zwłok, nie przedstawił żadnych opinii.
Jedyna rozbieżność wymagająca wyjaśnienia to udokumentowane w protokole
oględzin jedno podudzie (protokół oględziń spisuje funkcjonariusz Policji) i
dwa podudzia udokumentowane przez
medyka w protokole autopsji.
Tzw. “wyjaśnienia”
biegłego medyka, były w rzeczywistości absurdalnym, nie mającym logicznych
przesłanek i urągającym przepisom procesowym, diametralnym zmienianiem
większość obserwacji poczynionych i udokumentowanych podczas oględzin i
autopsji. Sąd wykreował iluzję rzetelnego procesu i bezstronnych, niezawisłych
sędziów, którzy w imię sprawiedliwości, pod pozorem potrzeby wyjaśnienia
im „kontrowersji“ w protokołach ogędzin i autopsji, w rzeczywistości usuneli te
dowody, a więc nie brali ich pod uwagę i podstawą swobodnej (zaiste!) oceny były tylko „wyjaśnienia“ medyka sądowego
z sierpnia 2001r i na rozprawie.
Medyk najpierw wyjaśnił
rozbieżności w ilości podudzi w protokołach. W protokole autopsji opisał dwa
podudzia, ale w rzeczywistości było tylko jedno. Dysponuje dużą ilością
szczątków i przy przepisywaniu protokołu autopsji popełnił techniczną pomyłkę i
zamiast opisywać podudzie opisywał podudzia. ( W aktach sprawy nie było oryginalnego protokołu, jak też żadnego dokumentu "zlecającego" biegłemu "przepisywanie") Sędzia Sowul nie nie wyjaśnił jak doktor pobrał material
biologiczny z dwóch podudzi, jeżeli twierdzi, że było tylko jedno. Naruszając
przepisy prawa procesowego, sąd nie ujawnił na rozprawie zeznania doktora
złożonego na Policji w 2000r. gdzie doktor upierał się, że znaleziono dwa
podudzia i to w protokole oględzin jest pomylka. Sędziowie ustalili, że w
jeziorze znaleziono jedno podudzie. W uzasadnieniu wyroku ordynarne
konfabulacje biegłego awansowały do kategorii “kontrowersji” i “wynikały ze
specyfiki jego pracy …dysponowania
dużą ilością szczatków ludzkich”.
Doktor Gidzgier twierdził, że
ciało rozkawałkowano piłą. Sąd nie pytał dlaczego w protokołach twierdził, że
ślady na kościach wskazują, że
ciało rozkawałkowano siekierą lub toporem, a dopiero po dwóch latach zmienił
zdanie. Sąd ustalił, że ciało rozkawałkowano piłą mechaniczną.
Na koniec, dr Gidzgier
wyjaśniał najważniejszą kwestię dotyczącą identyfikacji i zabójstwa – ile
strzałów oddano w chwili śmierci do ofiary? Doktor, którego rzeczywista
wiedza ograniczała się do obserwacji podczas oględzin i autopsji, a wtedy
przypomnę - widział i opisał jeden otwór po postrzale w potylicę, na rozprawie
oświadczył, że do ofiary w chwili śmierci oddano dwa, a może nawet trzy (!)
strzały i tylko złamania twarzoczaszki, uniemożliwiły mu zaobserwowanie
śladu wlotu kuli w dziąsło żuchwy. Ani prokuratora, ani Sędziów, to
absurdalne wyjaśnienie nie zdziwiło. Podczas procesu prokurator, Sędziowie i
obrońcy oglądali materiał i zdjęciowy i video nakręcone na miejscu znalezienia
czaszki. Ja również oglądałam i zdjęcia i ten materiał video - w dziąśle nie ma
żadnej dziury, wlotu czy wylotu kuli, a nawet draśnięcia. Tymczasem Sędziowie
ustalili, że do ofiary w chwili śmierci oddano dwa strzały. Innymi słowy,
Sędziowie ustali, że możliwe jest postrzelenie bez pozostawienia śladu wlotu
kuli w tkance miękkiej!
Ciekawostka
Oględziny zwłok na miejscu ich znalezienia są czynnością
niepowtarzalną. Autopsję można
powtórzyć, ale stan fizyczny zwłok będzie inny podczas każdej z nich.
Dlatego również pierwotna autopsja jest czynnością niepowtarzalną. Stąd
prokuratura i sąd całkowicie i bezwzględnego ufają medykowi sądowemu, jego
wiedzy fachowej, zachowaniu najwyższych standardów etycznych i moralnych, jego
zawodowej bezstronności i integralności obserwacji i wniosków podczas
wykonywania i dokumentowania oględzin i autopsji. W myśl przepisów prawa
procesowego zawartość protokołów oględzin i autopsji, ujawniona podczas procesu
uznana jest za udowodnioną. Tylko w przypadkach potrzeby wyjaśnienia sądowi oceny wyciągniętych wniosków
z obserwacji poczynionych i udokumentowanych podczas autopsji, jak np
przyczyna śmierci, czy
uzupełnienia lub uściślenia
opinii z tych tych obserwacji, lub
kontrowersji dotycząych np. pominięcia przez medyka wykonania jakichś istotnych
badań (np. toksykologia, zawartość alkoholu we krwi) itp. sąd wzywa na rozprawę
medyka.
Następnie wyjaśnienia
składał genetyk. Biegły
stwierdził, że badanie porównawcze DNA szczątków i domniemanej matki i siostry,
dowiodło, iż osoby badane są „bliskimi krewnymi”, co najmniej “drugiego
stopnia”.
Sędziowie nie zwrócili uwagi
na różnice w DNA badanych szczątków w dwóch różnych badaniach, kiedy
jest oczywistym, iz ta sama osoba ma identyczne DNA. Zasadne jest wiec pytanie,
co było istotne w tym procesie, jeżeli nawet nie wiadomo, który z profili DNA –
jeżeli w ogóle – było rzeczywistym profilem DNA ofiary?
Obrona podniosła kwestię,
dlaczego prokurator nie zrobił literalnie nic, aby wyjaśnić, kim była kobieta,
której DNA znaleziono na taśmach, którymi oklejone były worki ze szczątkami.
Sąd uznał tę kwestię za nieistotną dla rozstrzygnięcia w sprawie.
Trzecia biegła – antropolog,
składała wyjaśnienia dotyczące tylko drugiej opinii antropologicznej i
twierdziła, iż metodą Supeprojekcji wykazała na 100%, że czaszka, którą badała
może należeć tylko jednej osoby, do Tomasza S. Ta konkluzja na zdrowy chłopski
rozum kupy się nie trzymała, bowiem odtworzony wygląd twarzy tej czaszki w
pierwszej ekspertyzie biegłej nie przypominał Tomasza S., a więc czaszka, wg
jej obydwu ekspertyz mogła należeć do dwóch zasadniczo różniących się wyglądem
osób. Przepytywana przez oskarżonych, zmuszona była wprawdzie przyznać, że w
profilu, ta Superprojekcja to taki więcej super - pic, bo dla wszystkich na
sali sądowej było oczywiste, że np. prawidłowy zgryz Tomasza S. nijak nie
pokrywa sią z tyłozgryzem czaszki. Biegła nazwała to „malutką pomyłką”, o
której wiedziała, jednak nie ma ona wpływu na jej końcowe ustalenia. Tego
wyjaśnienie nie ma w protokole rozprawy. Wielokrotnie ponawiane przez
oskarżonych wnioski o sprostowanie protokołu zostały odrzucone przez Sąd.
Wnioski o kopie nagrania audio zeznań biegłej, każdorazowo były odrzucane -
powód- “sąd nie posiada środków technicznych, aby zrobić kopię nagrania audio”.
Żeby zakończyć kwestię
identyfikacji Sąd przesłuchał matkę i narzeczoną Tomasza S. Matka twierdziła,
że syn nie miał ubytków zębów, a w ogóle to nie miał nawet jednej plomby i miał
prawidłowy zgryz. Sąd ustalił iż matka „mogła nie mieć wiedzy prawdziwej o
jakiejś ingerencji dentystycznej”. Aby zgodzić się z konkluzją Sądu,
musielibyśmy przyjąć, iż ta „ingerencja dentystyczna”, o której matka „nie
miała wiedzy prawdziwej”, nie tylko usunęła synowi parę zębów, wlepiła 9
plomb, to jeszcze zmieniła mu zgryz z prawidłowego na tyłozgryz.
Kobieta twierdziła również,
że syn nie był owłosiony i miał delikatną, szczupłą budowę, podczas gdy w
opisie podudzi w protokole autopsji, są one „silnie owłosione, mocnej wręcz otyłej budowy”. Te
rozbieżności Sąd skwitował w uzasadnieniu wyroku „subiektywnymi odczuciami”
matki. Narzeczona Tomasza S. twierdziła to samo, ale Sąd w uzasadnieniu
twierdził, że „znała Tomasza S.
tylko trzy miesiące”, a więc “nie mogła mieć wiedzy prawdziwej”.
Uporawszy się z identyfikacją
szczątków, Sąd przeszedł do udowodnienia winy oskarżonych. Najważniejszymi
świadkami oskarżenia byli ojczym Wiesława S., mieszkaniec Plusk Jerzy B. i
Jarosław R.
Zeznania Jarosława R.
dotyczyły głównie rozmowy pomiedzy Krzysztofem A. i Jackiem W., którą miał
podsłuchać. J.R odwołał swoje zeznania ze śledztwa i opowiedział jak prokurator
Kamiński najpierw powiedział mu, ze Jacek W. obciąża go swoimi zeznaniami, a
kiedy to nie przekonało go, prokurator rzucił wiecej marchewki – obiecał mu
uchylenie aresztu przed Świętami Bożego Narodzenia. Był 21 grudnia i J.R.
chciał spędzić Święta w domu i zgodził się. Prokurator sam napisał większość
tego zeznania, a Jarosław R. podpisał. Święta spędził w domu.
Sędziowie Sowul i Malec byli
oburzeni, takiego absurdu jeszcze w życiu nie słyszeli! Sąd uznał zeznania J.R. na rozprawie za
kłamstwo i swoje ustalenia poczynił tylko z jego zeznań w śledztwie. Wniosek
oskarżonych, aby przesłuchać prokuratora Kamińskiego i wyjaśnić kwestię
zeznania Jarosława R. z 21 grudnia, został przez Sędziów wyśmiany.
Wszyscy oskarżeni twierdzili,
że nie jest możliwe podsłuchanie rozmowy prowadzonej w garażu domu Krzysztofa
A., przebywając w siłowni. Garaż znajduje się na parterze domu, a siłownia
piętro niżej w piwnicy, ponadto dzieli je klatka schodowa szerokosci ponad 3 m.
Sąd zgodził się przeprowadzić eksperyment akustyczny. Miał go przeprowadzić
fachowiec od akustyki budowlanej z Politechniki, ale w ostatniej chwili Sąd
zrezygnował z jego usług i eksperyment przeprowadzili Sędziowie Sowul i Malec
osobiście. W tym happeningu oprócz Sędziów, uczestniczyli: oskarżeni Jacek W. i
Krzysztof A., obrońcy, prokurator Wojdakowski, świadek Jarosław R, żona
Krzysztofa A. i jeden ławnik.
Przewodniczący Sowul pilnował
w garażu, aby eksperyment przebiegał sprawnie i rzetelnie. Reszta uczestników
była w siłowni. W garażu oskarżeni na zmianę czytali i wykrzykiwali paragrafy z
kodeksu postępowania karnego. To tak na wszelki wypadek i w ramach
“wzmocnienia” rzetelnosci eksperymentu. Prokurator Wojdakowski twierdził, że
słyszalność była na na poziomie 70-80% i usiłował zgadywać paragrafy,
które słyszał, ale przytaczał zupełnie inne niż rzeczywiście czytane, a
znajomość kpk niewiele pomogła. Sędzia Malec nie usiłował nawet zgadywać,
stwierdził autorytatywnie, że słyszał „ poszczególne słowa i zbitki wyrazów
a nawet całe zdania”, jakie nie przytoczył. Natomiast stwierdził, że
możliwa była słyszalność pomiędzy garażem a siłownią na poziomie zrozumienia
rozmowy. Reszta uczestników nie słyszała ani słowa na tym poziomie
zrozumienia. Dopiero z uzasadnienia wyroku skazani dowiedzieli się, iż była
„możliwa słyszalność pomiędzy tymi pomieszczczeniami, a eksperyment
niezbicie to dowiódł”. Byli pewni, że eksperyment niezbicie dowiódł, że
słyszalność była niemożliwa. Podsłuchana rzekomo przez Jarosława R.
rozmowa była podstawą części najważniejszych ustaleń sądu:
Ø Tomasz
S. został zamordowany,
Ø przetrzymywano
go w klatce.
Ø w
okolicach Plusk
Ø był
tam torturowany
Ø zabójcą
był Jacek W. , „bo cóż miał zrobić”, jego ex- żona spała z Tomaszem S.
Ø zabójcą
też był Wiesław S., bo „przeholował”
Sąd w uzasadnieniu wyroku
twierdził, iż ustalenia z tego zeznania potwierdzały ustalenia poczynione
z zeznań innych świadków, a przede wszystkim z zeznań Jerzego B.
Zanim przejdę do tych zeznań,
chciałam zwrócić uwagę czytelników na fakt fundamentalny w tej sprawie, który
mógł pozostać niezauważony. Jarosław R. podsłuchał
rozmowę Krzysztofa A. i Jacka W. najpóżniej 20 kwietnia 1999r – cztery dni od
zaginięcia Tomasza S. Czyli w ciągu tych trzech/czterech dni Tomasza S. i
klatkę przewieziono w okolice Plusk, torturowano go i zamordowano. Te ustalenia
faktyczne miały potwierdzać głównie zeznania Jerzego B.
Przesłuchanie Jerzego B., Sąd
postanowił przeprowadzić w Pluskach, ze względu na inwalidztwo i trudności w
poruszaniu się świadka. Jerzy B. zeznał podobnie jak w śledztwie. Dodał, że
Wiesław S. chodził często do lasu z jedzeniem – jedną porcją. W dniu, w którym
słyszał strzały, a pasierb z Romualdem W. i piłą udali się do lasu, na posesji
była libacja. Sędzia Malec nie dociekał, kto brał udział w tej libacji, podczas
gdy w lesie ktoś oddał dwa strzały. Świadek zapytany
przez obrońcę, zeznał, że podkomendant Mickiewicz odwiedzał go kilkakrotnie po
przeszukaniu we wrzesniu 2000r, a przed przesłuchaniem przez prokuratora
Kamińskiego 29.01.2001r. Podczas
tych odwiedzin “gąwedzili sobie”. Aby wpaść na te pogawędki do
przyszłego głównego świadka oskarżenia, podkomendant Mickiewicz musiał pokonać
ponad 600 km w obydwie strony. Jerzy B. zeznał też, że po znalezieniu w
jeziorze czaszki, pasierb „dziwnie się zachowywał”, a do Plusk
przyjechali „jacyś mężczyźni” (rozpoznał Krzysztofa A. i Romualda W.) i
znosili „różne rzeczy” ze strychu i takich „porządków nigdy
nie widział.”
Pamięta też, że jak w lecie przyjechało pogotowie
z Olsztyna do narzeczonej pasierba i ten nachylił się nad noszami, to w
wewnętrznej kieszeni jego marynarki widział „dużą ilość pieniędzy”.
Sędziowie Sowul i Malec
poczynili następujące ustalenia z tych zeznań i nie wyjaśnili następujących
wątpliwości: (kursywą cytaty z uzasadnienia wyroku)
Ø
Dzień – od kwietnia do czerwca - w którym
Jerzy B. słyszał dwa strzały, jest bezprzecznie dniem zabójstwa
Tomasza S. Żaden inny świadek nie słyszał tych strzałów. Sędziowie nie
dociekali. czy w tym dniu mógł strzelać leśniczy, kłusownik albo członek koła
łowieckiego.
Ø
Ponieważ tego dnia Jerzy B. nie widział
Jacka W., Krzysztofa A. i Damiana D. w Pluskach, Sąd ustalił, że Jerzy B. nie
widział ich tego dnia, ponieważ mogli oni przyjechać niezauważeni na
jego posesję, zaparkować samochody i niezauważenie udać sie do lasu. Dlaczego?
Ponieważ świadek nie widział zaparkowanych samochodów z podwórka
posesji.
Ø
Postępowanie dowodowe wykazało, iż Jacek
W. uczestniczył także bezpośrednio w akcie pozbawienia życia Tomasza S. i wprawdzie świadek nie wymienił osoby
J.W., jako powracającego z lasu – jednak co znamienne - świadek stwierdził, iż
na posesji było wiele osób i samochody były parkowane w sposób uniemożliwiający
obserwację. Sąd nie tylko zaprzecza swoim poprzednim ustaleniom faktycznym,
twierdząc, że w obserwacji powrotu z lasu przeszkadzały świadkowi
samochody, których nie widział, to jeszcze sugeruje, iż świadek widział Wacha
udającego się do lasu! Swiadek nic takiego nie zeznał.
Ø
Co robił Romuald W. w lesie w tym dniu?
Jeżeli był w lesie, to był conajmniej jedynym rozpoznanym i wskazanym przez
Jerzego B. świadkiem zabójstwa. Podczas procesu był świadkiem, a Sąd nie zadał
mu ani jednego pytania dotyczącego jego pobytu w Pluskach i w lesie w ustalonym
przez ten Sąd czasie zabójstwa.
Ø
Pręty znalezione przez Jerzego
B., były częściami zapasowymi klatki, w której przetrzymywano Tomasza S.
Nie wyjaśnił Sąd na czym „zapasowość” tych prętów polegała.
Ø
Obecność Jacka W. przy egzekucji wynikała
m.inn. z chęci dopilnowania zatarcia śladów, co uniemożliwiło odnalezienie
konkretnego miejsca przetrzymywania i pozbawienia życia Tomasza S. Nie
ma żadnych zeznań świadków, czy opinii np. psychologa potwierdzających to
ustalenie. Domysły i
domniemania Sędziów co do czyichś chęci, nie mogą stanowić dowodu
czegokolwiek.
Ø
Ślady zacierano na posesji Jerzego B. i Wiesława
S. po znalezieniu czaszki w jeziorze - 2,5 miesiąca po domniemanym zabójstwie
robiąc porządki i wynosząc różne rzeczy ze strychu. Udowodnienie, że Jacek
W. był przy egzekucji, ponieważ miał chęć dopilnowania zatarcia śladów wyklucza
ustalony przez Sąd czas, motyw i miejsce zacierania śladów. Porządki i wynoszenie różnych rzeczy
z domu świadka i jego pasierba nie miały żadnego związku przyczynowo –
skutkowego z domniemanymi chęciami J.W. zatarcia śladów na
miejscu zbrodni, jak też z uniemożliwieniem (CBŚ i prokuraturze)
odnalezienia konkretnego miejsca przetrzymywania i zamordowania Tomasza S., bowiem
jak ustalił Sąd znajdowało się ono w nigdy nieodnalezionym i nieustalonym
odludnym miejscu, a nie na posesji Jerzego B i Wiesława S.
Ø
Dlaczego nie znaleziono ani jednego świadka
potwierdzającego chociażby w części zeznania Jerzego B.? Parę tysiący ludzi
pracujących, mieszkających i spacerujących w tej okolicy. I tylko jeden
świadek!
Ø
Dlaczego dwukrotne przeczesujący posesję Jerzego
B. i Wiesława S. fachowcy CBŚ nie
znależli leżących pod ścianą budynku gospodarczego zapasowych części klatki,
które znalazł główny świadek oskarżenia, inwalida z trudnością poruszający
się po posesji na wózku inwalidzkim, prawie dwa lata po zabójstwie?
Sąd ustalił też motywy
zabójstwa – Krzysztof A. zemścił się za okaleczenie, Damian D. dostał
„rekompensatę finansową“, Jacek W. z zazdrości, Wiesław S. – zapłacono mu
za „udostępnienie miejsca przetrzymywania“.
Za przesądzające
dowody bezpośredniego udziału Jacka W. w zabójstwie uznał Sąd zeznania 3 świadków incognito.
Pierwszy świadek incognito –
funkcjonariusz policji zeznał, iż 11.09.1999r. podsłuchał rozmowę pomiędzy
Krzysztofem A. i Romualdem W., z której wynikało, iż Wiesław S. upomina się o pieniądze, które jest mu
winny Jacek W. Sąd powiązał to zeznanie w logiczną całość z zeznaniem
Jerzego B., który widział dużą ilość pieniędzy u pasierba podczas
interwencji pogotowia z Olsztyna 15.08 - 27 dni przed podsłuchaną rozmową! Póki
co podróż w czasie nawet dużej ilości pieniędzy jest tylko teorią, ale
nie dla Sędziów Sowula i Malca. Te podróżujące w czasie pieniądze były wg
ustalenia Sędziów opłatą za udostępnienie miejsca przetrzymywania Tomasza
S. przez Wiesława S. Brak zdrowego rozsądku i logiki jest tu ewidentny,
abstrahując od podróżującej w czasie dużej ilości pieniędzy. Po pierwsze
Sąd nigdy nie ustalił gdzie dokładnie przetrzymywano ofiarę, natomiast
wykluczył posesję Wiesława S. To nieustalone miejsce znajdowało się gdzieś w
lesie, a lasy w okolicy Plusk to Lasy Państwowe, dostępne dla każdego, za
jakie więc udostępnianie miałby płacić Jacek W.? Po drugie, dlaczego akurat
tylko Jacek W. miał wg Sądu płacić, za udostępnianie, a nie wszyscy zabójcy i
konspiratorzy? A i Wiesław S. też
był wg Sądu jednym zabójców.
Drugi świadek incognito w
swoich zeznaniach relacjonował rozmowę z Damianem D. w szpitalu wiezięnnym, gdzie D.D. i prawdopodobnie świadek
czekali na obserwację psychiatryczną.
Niestety nie zglosił się na rozprawie i obrona nie mogła go zapytać. Zgodnie z
przepisami prawa procesowego, relacja ta nie powinna być w ogóle brana pod
uwagę przez sąd, ponieważ prawomocnym wyrokiem, sąd uznał, że Damian D. w tym
czasie był chory psychicznie i Sąd uznał, że nie może odpowiadać za porwanie i
zabójstwo. Sędziowie Sowul i Malec uznali, że D. D. był „wariatem porywając i zabijając” i w tym samym
okresie był „normalny” rozmawiając i opowiadając.
Z relacji świadka dowiadujemy się, że D.D. zamordował Tomasza
S., a w zabójstwie brał udział jakiś Marek. „O zabójstwie wiedzieli ale nie
wiem czy brali w nim udział Siwy, Marek, student i Jacek”. Zabójstwo zlecił
„człowiek, któremu bomba urwała nogę.” Ten „Jacek” co to wiedział wg
relacji świadka o morderstwie, to wg Sądu Jacek W. Sąd nie przeprowadził
żadnego dowodu w tej kwestii, a w uzasadnieniu wyroku Sąd podał, iż to
zeznanie przesądziło w uznaniu J.W. za zabójcę. A przecież świadek nie wspomina
ani słowem o udziale Jacka w zabójstwie. Przypominam też, że Damian D.
nie mógł siedzieć w areszcie od 28 maja i być w Pluskach i mordować z J. Wachem
i Wiesławem S. na początku czerwca.
Trzeci świadek incognito,
relacjonował rozmowę z Markiem J., z której to miał się dowiedzieć, że
Tomasza S. porwał Marek J. z Damianem D. i przewieźli go do domu
znajomego Adama S. w Suwałkach, gdzie „nie przeżył tortur”. Tak zeznawał
w śledztwie. Trzy lata później, podczas rozprawy przypomniał sobie, że
Jacek W. też był „przy oprawianiu”. Natomiast zapomniał gdzie
przewieziono Tomasza S. Jakoś dziwnie ta amnezja – gdzie przewieziono
ofiarę i olśnienie, że był tam też J.W. dziwnie zbiegła się
z zawartością aktu oskarżenia prokuratury. Sąd dał wiarę
wyjaśnieniom świadka tylko z rozprawy, ale za wyjątkiem jednego szczegółu –
gdzie przewieziono i zamordowano Tomasza S. W uzasadnieniu wyroku czytamy,
„..zarówno postępowanie przygotowawcze jak i postępowanie sądowe nie
dostarczyło dowodów na obecność Tomasza S....w tamtym miejscu…i z uwagi
na to, iż fakt ten nie został potwierdzony pozostałymi dowodami, Sąd nie
przyjął, iż Tomasz S. był dręczony i zamordowany na posesji Adama S.” W
analogicznej sytuacji, kiedy dotyczyło to okolic Plusk, brak dowodów na
obecność Tomasza S. w tamtym miejscu był dowodem, że tam go
przewieziono, torturowano i zamordowano.
Wszystkie powyżej
przedstawione ustalenia z zeznań Jerzego B. i innych pozostają w fundamentalnej
sprzeczności z zeznaniem Jarosława R. Zeznania Jarosława R. i Jerzego B.
Sąd uznał za wiarygodne, pełnowartościowe dowody. Jeżeli Tomasz S. nie żył 20
kwietnia wg zeznań Jarosława R., to jak możliwe było przewiezienie nieżyjącej?
ofiary w niewiadome miejsce pod Olsztynem, przetrzymywanie i torturowanie przez
6-8 tygodni i zabicie jej (ponowne?) na początku czerwca, najpóźniej 9 ?
Epilog
Po zakończeniu procesu
Sędziowie udali się na naradę, która trwała pół godziny. W ciągu tej pół
godziny, Sędziowie naradzili się co do winy 3 oskarżonych i napisali
wyrok dla 3 oskarżonych o porwanie, torturowanie i zabójstwo ze szczególnym
okrucieństwem. Samo odczytanie wyroku trwało dłużej, niż narada i
napisanie tegoż wyroku. A pomijam tu czas podania ustnego uzasadnienia wyroku.
Produkcja pisemnego uzasadnienia – którego najważniejsze elementy opisałam
powyżej - trwała ponad trzy miesiące.
Krzysztof A. i Jacek W.
zostali skazani na dożywocie, bez możliwości ubiegania się o przedterminowe
zwolnienie. Marek J. został skazany na 10 lat więzienia. Wszyscy skazani
odwołali się od tego wyroku.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku
podtrzymał wyroki Jacka W. i Marka J., uznał apelację Krzysztofa A. i zmienił
mu wyrok na 10 lat więzienia. Jacek W. i Marek J. złożyli skargę kasacyjną,
którą Sąd Najwyższy uznał i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd
Apelacyjny. SN uznał podsłuchanie rozmowy za niemożliwe, a swobodną ocenę tego
dowodu za rażące naruszenie prawa procesowego, zalecił ponowną weryfikację i
ocenę zeznań 13 głównych świadków w tym Jerzego B. i Jarosława R. (dotyczące
innych kwestii niż podsłuchana rozmowa) i trzech świadków incognito. Sąd ten zalecił
weryfikację ustalenia czasu zabójstwa z prawie dwóch miesięcy na 3-4 dni.
Sąd Apelacyjny ponowny
zignorował obligujące ten sąd poglądy prawne i zalecenia co do dalszego
postępowania Sądu Najwyższego i nie odnosząc się do wyroku kasacyjnego, nie wspominając
go w ogóle podtrzymał w całości wyrok Sądu w Suwałkach, uznając ustalenia
faktyczne tego sądu za zgodne zasadami swobodnej oceny dowodów, a więc zgone
z zasadami logiki, wiedzy i doswiadczenia życiowego.
Ponowna skarga kasacyjna,
podnosząca te same zarzuty, które SN uznał w pierwszej kasacji i rażące
naruszenie przepisów procesowych prze SA, który nie naprawił
wskazanych w wyroku kasacyjnym błędów, tym razem ten Sąd uznał za oczywiście
bezzasadne. Orzeczenie Sądu Apelacyjnego ponownego jest prawomocnym wyrokiem w
sprawie.