Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 czerwca 2013

Inwazja kretynizmu, czyli casus dzieciobójczyni.




Codzienna prasówka pierwszego i drugiego obiegu utwierdza w przekonaniu, że decydenci wszystkich władz, na wszystkich szczeblach zatracili zupełnie umiejętność zdroworozsądkowego myślenia. Inwazja zwykłej głupoty połączona często z defektami emocjonalnymi, jak brakiem empatii i odruchów moralnych, agresją, ignorowaniem konwencji społecznych i narcyzmem, jest ewidentna na każdym kroku.

Przykładów jest tysiące, jak chociażby ostatnio przykład nauczycielki morderczyni. Po odsiedzeniu wyroku za zabójstwo pasierba i po ustawowo określonym czasie karalność jej uległa wymazaniu. Takie rozwiązanie czyli fikcja prawna - dająca szansę powrotu do społeczeństwa byłym skazanym, po czasie próby ( czas między zakończeniem kary, a wymazaniem), jest stosowane w niemal wszystkich krajach na świecie.

Nie oznacza to jednak, że  informacja o fakcie skazania nie istnieje i nie może być podnoszona  i wykorzystywana, jeżeli służy uzasadnionemu interesowi publicznemu. Takie stanowisko przedstawia doktryna, potwierdza ją orzecznictwo sądów. Powszechne mniemanie, że zatarcie skazania usuwa wszelkie jego skutki, nie tylko w zakresie prawa, ale również w sytuacji społeczno - zawodowej skazanego jest błędne. Niestety to domniemanie ma negatywne i często oburzające konsekwencje, tak jak w przypadku  tej  nauczycielki.

Jest to ewidentny przykład właśnie kompletnego ogłupienia decydentów Ministerstwa Edukacji, tworzących standardy zatrudniania nauczycieli.  Domaganie się zmiany prawa dotyczącego zatarcia skazania jest moim zdaniem wylewaniem dziecka z kąpielą i biciem piany, aby odwrócić uwagę od kardynalnych niedopatrzeń MEN.

"Jestem głęboko poruszona sytuacją przedstawioną dziś w artykule redaktora Szczygła
(…) stanowi (to wydarzenie) podstawę do ponownego poddania ocenie publicznej zbyt liberalnych rozwiązań prawnych, które niedostatecznie chronią nasze dzieci" – odkrywa Amerykę minister edukacji Krystyna Szumilas, w oświadczeniu na stronie ministerstwa, a minister sprawiedliwości już zapewnia o podjęciu prac nad zmianą prawa i wprowadzeniu dodatkowej kary zakazu pracy z dziećmi. Ta nadgorliwość MS jest równie szkodliwa, jak  oburzające niedopatrzenia, nieznajomość prawa czy kretynizm MEN.

Czy fakt, że ta kwestia nie jest uregulowana w prawie karnym, zwalnia pracodawców w instytucjach zaufania publicznego z wymagania najwyższych standardów moralnych i etycznych od pracowników tych instytucji, a co za tym idzie dbałości o ochronę interesów społeczeństwa, a przede wszystkim dzieci! Prawo nie zabrania, jak podniosłam powyżej uzyskania informacji o skazaniu po jego zatarciu i wykorzystaniu tej informacji,  jeżeli służy to uzasadnionemu interesowi społecznemu.

Jest oczywistym, dla każdego używającego już tylko części szarych komórek,  iż ta pani powinna mieć prawo wpisania w aplikacji o pracę niekarana, starając się o pracę sprzątaczki, urzedniczki czy pracownicy na taśmie w  fabryce, ale na Boga, nie w aplikacji na stanowisko nauczycielki! Wystarczy trochę wyobrażni, zdrowego rozsądku i odpowiedzialności, aby  w aplikacji pytać kandydata/kę czy był/a nie tylko o czy był/a karana/y, ale też czy ewentualna kara uległa zatarciu i sprawa jest rozwiązana!  Za to „przeoczenie“ w  standardach oceny moralności kandydatów na nauczycieli odpowiada resort edukacji, a konkretnie osoba czy zespół, który wyprodukował zasady weryfikowania kwalifikacji i moralności kandydata na nauczyciela,  a nie „złe prawo karne“.  

Ale w Polsce wszystko musi być maksymalnie skomplikowane i pozbawione kompletnie zdroworązsądkowego sensu. Minister Szuwalis twierdzi, że "obecne uregulowania prawne zobowiązują dyrektora szkoły do zawieszenia w czynnościach nauczyciela, wobec którego zaszło podejrzenie o popełnieniu przestępstwa przeciwko dzieciom lub innym małoletnim oraz do rozwiązania z nauczycielem stosunku pracy, w przypadku gdy doszło do prawomocnego skazania…(ale!) prawo oświatowe nie dotyczy jednak sytuacji, w których nastąpiło zatarcie skazania. Dlatego potrzebna jest zmiana przepisów karnych i o nią występuję".

Czemu minister Szuwalis występuje o zmiany w kpk ? Przecież wystarczy zmienić to prawo oświatowe!

Tak na marginesie zastanawia mnie kto to są inni małoletni, ale nie dzieci !

 W relatywnie normalnych krajach ubiegając się o pracę w zawodach zaufania publicznego, w instytucjach związanych z bezpieczeństwem społeczeństwa czy kraju, o pracę z dziećmi lub w „okolicy“ dzieci, osób starszych, czy osób chorych i  ubezwłasnowolnionych – kandydaci muszą podać, czy byli karani i czy ewntualnie karalność została zatarta. W Kanadzie np. pracodawcy sprawdzają aplikanta na takie pozycje nie w rejestrze skazanych, a w rekordach  policji.  Nawet rodziny zatrudniające nianię do dziecka mają prawo sprawdzić  na policji, czy osoba była aresztowana – niekoniecznie skazana!. Tak powinno też być w Polsce. Wystarczy tylko trochę zdrowego rozsądku!

Niestety ten kretynizm powoli udziela się też różnym mniejszym i większym autorytetom i zwykłym Kowalskim.

Na zakończenie, Himalaje ogłupienia. Znalazłam w sieci wywiad z bodajże psychologiem czy może socjologiem na temat nauczycielki – morderczyni. Niestety nie zanotowałam gdzie i z kim. Zacytuję kawałek, który skopiowałam do mojej teczki  “Kretyństwo i absurdy”.

“…Rozumie pan sposób, w jaki ludzie w internecie zareagowli na tekst w „Dużym formacie“ – wyśledzenie danych kobiety, ujawnienieich, żądanie zwolnienia?

Obudziły się w nich odruchy związane z poczuciem wlasnej wyższości budowanym przez znalezienie ofiary, na którą wspólnie szczują. Motywacją jest chęć zapobieżenia kolejnej tragedii. Taka motywacja może powstać oczywiście urodziców dzieci, które uczy ta kobieta.

Jeśli jednak kierowaliby się troską, to chcieliby porozmawiać z dyrekcją szkoły, powiadomiliby policję, spotkaliby się z tą nauczycielką, wysłuchali jej argumentów. W sieci nie ma jednak takiego języka troski, jest za to głupi język nienawiści, stadne polowanie, w którym chcemy i lubimy uczestniczyć. Ujawniła się ta obrzydliwa potrzeba siedząca w ludziach.

Przecież wszystko wskazuje na to, że ta kobieta nie jest materiałem na zawodową morderczynię, a do zbrodni doszło przez jej poronione metody wychowawcze. Człowiek często nie jest świadomy swoich zachowań i konsekwencji. U podłoża tych metod mogło leżeć  przeświadczenie, że będą prowadzić do dobra dziecka, a zbrodnia mogła zmienić tę filozofię...“

Nic nie rozumiem z tego bełkotu, poza paranoidalnym lejtmotywem zarzutu „mowy nienawiści“ i jakimś chorym żądaniem  „tolerancji i zrozumienia“.

Ale może być jeszcze lepiej! Spotkałam się nawet z opiniami, że ... sąsiedztwo z Kaczyńskimi miało związek z działaniami tej pani i tragicznym losem jej pasierba...



Polecam blog mojego "internetowego brata" Adama Kłykowa - Blog weredyka

czwartek, 13 czerwca 2013

Wazon, spróchniała deska czy ombudsman ?



















26.10.2012 - w Europie, w ponoć cywilizowanym państwie prawa Polsce, w Gdańsku zmarł  Wojciech Dąbrowski. Wyeksmitowany wraz  ze sparalizowaną zoną, protestował pod Urzędem Miasta w Gdańsku. DWA MIESIĄCE ! 

Rzecznik Praw Obywatelskich "interesowała" się ponoć sprawą.Wojciech Dabrowski i jeg ozona potrzebowali POMOCY! Natychmiastowej!


1 stycznia 1988r. rozpocząl urzedowanie Rzecznika Praw Obywatelskich. Czy był to znak nadchodzego „nowego”, czy rozpaczliwe próby utrzymania podretuszowanego „starego”, nie wiem. Na pewno dla tysięcy obywateli powołanie RPO było nadzieją  na odzyskanie choć odrobiny zaufania do państwa, którego od dwóch pokoleń byli pozbawieni.  Od chwili powołania corocznie skarży się Rzecznikowi od 40 do ponad 60 tysięcy obywateli. Informują RPO oniepraworządnych działaniach  instytucji państwowych, o celowych działaniach lub zaniechaniach skutkujących naruszeniem wolności i podstawowych praw człowieka, a także proszą o pomoc w działaniach ī przeciwko bezkarności i arbitralności urzędników państwowych, sędziów, prokuratorów, komorników itd. 

 Rzecznik dysponuje oficjalnymi kompetencjami w zakresie rozstrzygania sporów pomiędzy obywatelem, a instytucją czy organem państwowym. Biorąc pod uwagę powszechne w intytucjach i organach państwa zaniechanie jakichkolwiek form realnej kontroli pracy urzędników i funkcjonariuszy, brak dyscyplinowania i wymierzania sprawiedliwości tym, którzy nie działają w ramach prawa i naruszają rażąco wolności i fundamentalne prawa obywateli – RPO ma pełne ręce roboty i jest najczęściej ostatnią deską ratunku, ostatnią nadzieją obywateli. 
Rzeczywista ocena działalności Rzecznika Praw Obywatelskich jest bardzo trudna. Oficjalne sprawozdanie z  działalności RPO przedstawiane corocznie Sejmowi jest traktowane przez posłów jako nudna formalność i de facto nikt nie kontroluje działań „kontrolera“. Praktycznie RPO może robić co chce i jak chce.
W mediach kwestie dotyczące ewentualnych zaniechań RPO w wypełnianiu jego konstytucyjnych obowiązków, są tematem tabu. I tylko w mediach drugiego obiegu pojawiają się krytyczne głosy.
W roku 2010 Rzecznik otrzymał  62 858 skarg, z których zbadał (przeczytał?) 34 248, a podjął 11 810. Z tych podjętych pozytywnie rozpatrzono 17% – czyli 2008 spraw ( w tym 64 kasacje). Czyli na ogólną liczbę skarg w roku 2010, zaledwie trochę więcej niż połowa została zbadana i zaledwie nad 1/3  tychbadanych RPO pochylił się głebiej i podjął je, tak więc  z ogólnej liczby skargtylko 5.86 % Rzecznik rozpatrzył pozytywnie.
Jak by nie liczyć, znając realia polskie, to nawet ten zgrabnie podretuszowany wynik 17 %,  na zdrowy chłopski rozum,  nie jest faktycznym odzwierciedleniem rzeczywistej zasadności tych 34 248 zbadanych skarg. Potwierdzeniem takiegoprzypuszczenia są SETKI relacji petentów Rzecznika zamieszczane w Internecie, włącznie z absurdalnymi interpretacjami prawa i uwarunkowań ewentualnej ingerencji, z którymi można się zapoznać przeglądając odpowiedzi specjalistówBRPO występujących w jego imieniu.
O jakości pracy RPO świadczy też,  jeżeli nie bezpośrednio to pośrednio ilość spraw, które przegrywa Polska w ETPC. Obywatele świadomi swoich praw próbują  wzystkich dróg dochodzenia tychże, lącznie ze zwracaniem się do RPO. Z dużym więc stopniem prawdopodobieństwa, można założyć, że skargi obywateli polskich do ETPC, miały szansę być rozwiązane w Polsce. Zaznaczyć trzeba, iż coraz częściej nie są to sprawy dotyczące przewlekłości postępowania, a sprawy dotyczące fundamentalnych  gwarancji sprawiedliwego procesu, dyskryminacji etc. Nie dalej jak parę tygodni temu jednego dnia Polska przegrała 10 spraw dotyczących bezprawnych decyzji jednego tylko oddziału ZUS. Na rozpatrzenie czeka w Trybunale 130 podobnych spraw! Ilu z tych skarżących Polskę w ETPC, korespondowało z BRPO a ich sprawy badano, ale nie podjęto?
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na interesujące badania przeprowadzono na zlecenie „Rzeczpospolitej” przez GfK Polonia dot. oceny demokracji i działania organów i instytucji państwa.
Według 37% badanych demokracja działa w Polsce ani dobrze, ani źle, 24% zdecydowanie dobrze lub dobrze, według 37 % zdecydowanie żle lub żle.
 instytucji i organów państwa najlepiej wypadł Trybunał Konstytucyjny 18 % , wojsko 13 %,  prezydent 11 %, rząd  7%, sądy 7%,  samorządy 5%, Narodowy Bank Polski 4%, no i prokuratury 1 %. 
Poniżej opis kilku takich skarg - zbadanych i załatwionych negatywnie.
Po zakończeniu procesu karnego, obywatel X chciał skorzystać zprzysługującego każdemu obywatelowi Rzeczpospolitej Polskiej i zagwarantowanego Konstytucją, prawa do złożenia skargi konstytucyjnej.Ponieważ nie posiadał żadnego majątku i nie miał żadnych dochodów (odbywałwyrok) zgodnie z przepisami prawa zwrócił się do sądu o przyznanie pełnomocnika w celu sporządzenia skargi konstytucyjnej.

Sąd Rejonowy Wydział Cywilny rozpatrzył wniosek i postanowił: odmówić ustanowienia pełnomocnika, uzasadniając odmowę … bezzasadnością skargi konstytucyjnej!   Sąd Okręgowy, podtrzymał tę decyzję i doprecyzował, iż w skardze konstytucyjnej nie można podważać wyroku(?).

X był decyzjami sądów zadziwiony i oburzony. I nie chodziło o samą odmowę ustanowienia pełnomocnika, a o kuriozalne uzasadnienia tej odmowy.

Skargę konstytucyjną, w tym także jej dopuszczalność i zasadność ocenia zgodnie z Konstytucją (art 188 ust.5) Trybunał Konstytucyjny. Czyli sądy tak rejonowy jak i okręgowy przekroczyły uprawnienia wynikające z art. 177 Konstytucji, sprawując wymiar sprawiedliwości ustawowo zastrzeżony dla właściwości Trybunału Konstytucyjnego, zaś sama ocena merytoryczna nieistniejącej skargi byla absurdem i nie mogła mieć miejsca, bowiem odmowa dotyczyła ustanowienia pełnomocnika, który tę skargę miał ewentualnie w przyszłości dopiero sporządzić.


W konsekwencji powyższych działań sądów X został pozbawiony konstytucyjnych praw
1.   złożenia skargi konstytucyjnej art. 79 ust.1 K
2.   prawa do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez  WŁASCIWY  SĄD – czyli Trybunał Konstytucyjny   -    art 45 ust 1 K


Rodzina X złożyła skargę do Rzecznika w marcu 2007r., naiwnie wierząc, iż instytucja ta została powołana aby bronić podstawowych praw i wolności obywatelaTymczasem specjaliści podejmujący decyzje i występujący w imieniu RPO, znajdowali w tej skardze nieistniejące fakty, zarzuty, żądania i uwarunkowania prawne, a nie odnieśli się ani słowem do meritum skargi przez dwa i pół roku!
I tak – najpierw  skargę ignorowano przez 5 miesięcy,  a RPO milczal. Dopiero po dwukrotnym przypomnieniu skargi, rodzina otrzymała pierwszą odpowiedź.

1.     W piśmie z dnia 13.08.2007 specjalista BRPO poinformował, iż poszkodowany nie zwracał się do RPO o zbadanie sprawy. Poszkodowany nie zwracał się, ale zwracała się przecież rodzina. Ustawa o RPO wyraźnie wskazuje, iż osoba skarżąca, nie musi być tożsama z osobą poszkodowaną, a każda skarga musi być rozpatrzona.

2.     W następnym piśmie z 13.03.2008 tym razem główny specjalista RPO poinformował, iż jedyną formą ingerencji Rzecznika w proces karny jest kasacja. Na jaki proces karny powoływał się ten specjalista, nie wiadomo.

3.     W trzecim piśmie z listopada 2008r. skarżący zostali skarceni za namolność. Tym razem Zastępca Dyrektora Zespołu wyjaśnił, iż w dotychczasowej korespondencji rodzina była informowana o “…uwarunkowaniach prawnych określających możliwość podejmowania przez RPO działań ingerujących w czynności sądów karnych…”.  Jakie czynności  sądów karnych ? – zachodziła w głowę rodzina. Ewidentnie Z-ca Dyrektora Zespołu nie rozumiał lub nie chciał zrozumieć skargi.

4.     W ostatnim piśmie z dnia 5.08.2009 główny specjalista stwierdził, iż rzeczywiście RPO mógłby złożyć kasację od postanowienia SR Wydział Cywilny, ale niestety nie złoży...bo termin  do złożenia takowej minął ! To ten sam główny specjalista, który twierdził półtora roku wcześniej, iż jedyną formą ingerencji RPO w process karny – jest kasacja, a takowa się nie należy.

 W konsekwencji po dwóch i pól roku  korespondowania i informowania o uwarunkowaniach prawnych ewentualnej ingerencji Rzecznika na końcu rodzina dowiedziała się, iż owszem Rzecznik mógł wnieść skargękasacyjną – ale nie wniesie bo sprawę  przedawnił! Tyle tylko, że zgodnie z prawem RPO nie obowiązują terminy i przedawnienia, które kodeksy przewidują dla stron.

Rodzina ponowiła skargę, wskazując na przepisy dotyczące wnoszenia kasacji czy skargi kasacyjnej przez RPO.
Zniecierpliwione BRPO odpowiedziało, że rodzina otrzymała już odpowiedż i dalsza korespondencja pozostanie bez odpowiedzi.
BRPO dotrzymało słowa i próby ponowienia skargi  spotkały się z konsekwentnym milczeniem.

Próby zainteresowania sprawą Sejmowej Komisji Praw Człowieka, personalnie posła Kalisza w jego biurze poselskim i innych posłów nie doczekały się nawet odpowiedzi. Rodzina zrezygnowała z pisania na Berdyczów.

Obywatel Z w skardze złożonej do RPO zarzucał,  że jego prawa są gwałcone przez sąd, ponieważ nie ma dostępu do akt sprawy, m in sąd od 6 lat odmawia zrobienia kopii zapisów video i audio zawartych w aktach jego  sprawy – co narusza  gwarancje zawarte  art.156 & 1 kpk
Sąd od lat twierdził iż nie może wywiązać się ze swoich ustawowych obowiązków – ponieważ nie dysponuje środkami technicznymi (sic!) do sporządzenia kopii zapisów audio i video.  Z zaoferował sądowi usunięcie tej przszkody poprzez udostępnienie SO dwóch magnetowidów i dwóchmagnetofonów w celu sporządzenia kopii. Niestety sąd nie przyjął tej propozycji.

Z postanowił zwrócić się do strażnika praw i wolności. Przy czym  wierzył naiwnie, iż naruszenie jego praw jest tak oczywiste, iż w końcu po 6 latach proszenia SO i SA, Rzecznik zainterweniuje w tej sprawie i sąd wreszcie sporządzi te kopie. Tymczasem RPO nie ustosunkował się do skargi w tej sprawie i dopiero po dwukrotnym ponawianniu skargi odpowiedział wyraźnie zirytowany:

„ W odpowiedzi na kolejne wystapienia, z upoważnienia Rzecznika Praw Obywatelskich informuję, iż Rzecznik nie ma możliwości podjęcia działań w opisywanych sprawach.W zakresie udostępnienia kopii zapisu video z rozprawy (akurat chodzilo o zapisy czynności w postępowaniu przygotowawczym, a nie zapisy rozpraw), to kwestia ta dotyczy administracyjnej działalności sądu i podlega kontroli przez instancję nadrzędną. Tak więc może Pan rozważyć zwrócenie się do Sądu Apelacyjnego w B. z prośbą o wyjaśnienie sprawy...”

Po kolejnym ponowieniu skargi, BRPO stwierdziło, że odpowiedź zawarta jest w poprzednim piśmie i żeby nie fatygować ponownie w tej sprawie RPO, ponieważ skargi pozostaną bez odpowiedzi. Z nie śmiał zajmować czasu RPO i BRPO usiłowaniem ponownego wyjaśnienia, iż uniemożliwianie dostępu do akt, w tym zapisów video i audio nie jest na pewno „administracyjną działalnością sądu”, a prawem  zagwarantowanym Konstytucją i przywołanymi przepisami kpk. Zrezygnował.

Inna sprawa – obywatel Y – skarżył się RPO, iż sąd odmawia mu dostępu do akt niejawnych, które mogłbyć podstawą ustaleń co do sprawstwa i winy w jego sprawie karnej, a o których to aktach dowiedział się po zapadnięciu wyroku, a więc nie był z nimi nigdy zapoznany.  Y powołał się na  gwarancje art 156 § 4 kpk i art. 4 ust. 1 ustawy z dnia 22 stycznia 1999 r. o ochronie informacji niejawnych
Odpowiedź RPO „..Jeśli chodzi o dostęp do akt, w zakresie w jakim były one niejawne, to kwestie te reguluje ustawa o ochronie informacji niejawnych, gdzie podstawowym warunkiem takiego dostępu jest posiadanie stosownego certyfikatu...”
Y zapytał RPO w ponowionej skardze - Czy ta odpowiedź oznacza, iż tylko oskarżeni posiadający „stosowny certyfikat” mogą posiąść dostęp do akt niejawnych w swojej sprawie? Czy też działania sądu są łamaniem podstawowych praw i wolności –prawa do obrony?
 Po ponownej skardze RPO zwrócił się  do sądu z pytaniem, czy akta sprawy zawierają akta niejawne, sąd odpowiedział, ze nie zawierają i na tym badanie sprawy zakończono. Fakt, iż Y załączył do skargi kopie protokołów rozpraw, w których np. sąd odracza sprawę, ponieważ nie zapoznał się jeszcze z aktami niejawnymi, ewidentnie nie był zbadany przez specjalistów RPO.
Na ponowioną skargę, RPO odpowiedział, ze te akta niejawne zawierają tylko dane personalne świadków anonimowych. Y nie wierzy w te wykręty sądu i RPO, ponieważ policja prowadziła rozpoznanie operacyjne w jego sprawie, jak równieżtrudno jest przyjąć, iż sąd odraczał rozprawy, aby zapoznać się kilkakrotnie z danymi personalnymi 2 świadków anonimowych, zwłaszcza, że zaplanowane słuchania świadków na tych odroczonych rozprawach nie miały nic wspólnego ztymi anonimowymi świadkami.
Na ponawiane skargi RPO nie odpowiadał. Y też zrezygnował.
Powyżej zaprezentowane „traktowanie“  petenta przez strażnika naszych praw obywatelskich i wolności jest „normą“ na co wskazują inne sprawy opisywane na róznych portalach internetowychStrażnik naszych praw i wolności z  uporem wręcz maniaka uchyla się od spełniania swoich konstytucyjnych obowiązków. Badanie skargi i sprawy - to „korespondowanie“ ze skarżącym, przy czym zawartość tej „korespondencji“ wskazuje na:

1.   patologiczną niechęć do skarżących się i niezrozumiałą maksymalną  złą wolę – które to przypadłości ewidentnie nie mają żadnego związku przyczynowowo - skutkowego z merytoryczną zasadnością lub też nie samej skargi.
2.   albo na - żenującą niekompetencję, nieznajomośc prawa i obowiązków strażnika, niedoczytanie czy w ogóle nie zapoznanie się ze skargami, czy jej kompletne niezrozumienie
3.   a w najlepszym przypadku na – zwyczajne rżnięcie głupa, które przejawia się „owijaniem w bawełnę“, pomijaniem sedna skargi, udawaniem, że nie wiedzą o co chodzi, przywoływaniem jakichś wydumanych „uwarunkowań uniemożliwiających ingerencję“ i podkreślaniem subtelnie lub mniej subtelnie rzekomego debilizmu i upierdliwości skarżacych.
W każdym wariancie, czy kombinacji powyższych wariantów,  petent dopuszczający się  poddawania w wątpliwość  objawień specjalistów BRPO w „pierwszej korespondencji“ najpierw wszelkimi sposobami jest  zniechęcany do kontynuowania “korespondowania” z BRPO. Jeżeli zniechęcanie nie wystarcza dają petentowi do zrozumienia, że jest pieniaczem, głupkiem lub chorym na głowę.

   I co z tego, że Rzecznik wzniośle oświadczał
„...nie ma praw i wolności bez sprawnie funkcjonujących instytucji państwa prawnego - tak jak nie ma silnego państwa, bez wolnych obywateli. Nie ma wolnych obywateli bez społeczeństwa obywatelskiego, które promuje cnoty obywatelskie i poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne. Tego rodzaju państwo jest warunkiem rozwoju jednostki, jest niezbędnym komponentem siły narodu i konkurencyjności kraju na arenie międzynarodowej…”
kiedy były to tylko piękne i jakże puste frazesy.  To co winno być wprowadzane w czyn, co  z mocy obowiązującego prawa, winno być ustawową powinnością, jest zwykłym, ordynarnym picem i fikcją. Instytucja RPO, która miałaprzywracać poczucie bezpieczeństwa obywatela, zaufanie do państwa i przestrzegania przez nie prawa zawiodzi corocznie – 24 lata - dziesiątki tysięcy obywateli. Prawo, kodeksy,ustawy,  konwencje i podniosłe deklaracje są mniej warte niż papier na którym je wydrukowano.

Co pozostałtysiącom zdesperowanych ofiar tej niepraworządności i niedemokracji, tym, którzy stracili literalnie wszystko przez niepraworządnedziałania Rzeczpospolitej - majątek, rodzinę, marzenia, nadzieje, zdrowie i czasami wolność, jeżeli ta ich ostatnia deska ratunku zgnilizną trąci  i spróchniała rozpada się?

Zaiste prawdą jest  „…Im mniej godni swoich wysokich urzędów są ci, którzy je piastują, tym pewniej się czują i tym mocniej się nadymają głupotą i bezczelnością…” – Demokryt 

czwartek, 6 czerwca 2013

Związek pomiędzy tortem, a prawem do niezależnego i bezstronnego sądu.


Jeden z najwybitniejszych jurystów amerykańskich XX wieku Harry Kalven, Jr. (1914 –1974), specjalista prawa konstytucyjnego, a przede wszystkim kwestii związanych z Pierwszą Poprawką uważał, iż“…żadne społeczeństwo, w którym istnieje przestępstwo znieważania władzy nie jest, bez względu na to, jakie są inne jego cechy, społeczeństwem wolnym…”.

Po przedwczorajszych wydarzeniach w sądzie w Warszawie, po raz n-ty stanęliśmy przed pytaniem – gdzie są granice krytyki działań władz?

Nie mam zamiaru podżegać czy namawiać do rzucania tortami w sędziów. Ale też nie uważam, iż był to kryminalny akt znieważenia sędzi per se. Wszyscy oburzeni tym incydentem nie biorą pod uwagę skomplikowanych przyczyn i kontekstu tego wydarzenia. Przede wszystkim to odroczenie sprawy Kiszczaka było jeszcze jednym oburzającym postanowieniem sądów RP w sprawach zbrodniarzy PRL-u. Sprawach przede wszystkim jakże nielicznych, ciągnących się bez żadnej racjonalnej przyczyny latami i kończących się wyrokami urągającymi elementarnej przyzwoitości.

Nikt kto ma poczucie odrobiny zwykłej ludzkiej empatii, przyzwoitości i „sprawiedliwości“ nie może podważać faktu, iż brak chociażby symbolicznego rozliczenia najmłodszego pokolenia zbrodniarzy komunistycznych, zbrodniarzy  stanu wojennego jest i będzie ponurym rechotem historii, ktørego konsekwencje już odczuwamy, a zaważą one jeszcze nie raz na losach narodu polskiego.

Rozliczanie zbrodni reżimu PRL stanowi jeden z najistotniejszych etycznych problemów, z którym „wolna Polska“ – tak państwo, jak i prawo, a także społeczeństwo miało i dalej ma historyczny, moralny i polityczny obowiązek zmierzyć się. „…Karanie pozwala współobywatelom ofiar na wyrażenie solidarności, a państwu wyrównania krzywdy wyrządzonej przez przestępstwa…” (G.P. Fletcher).

Zbrodnia, kara i nadzieja – to naiistotniejsze elementy tego dramatu. Pierwsze dwa elementy są jakże „obecne“! A co z nadzieją? Czy pozostawienie przeszłości „bezkarną”, decydenci „wolnej Polski“ uważają, nie będzie miało wpływu na naszą terazniejszość i przyszłość? I czyż nie jest naturalnym oczekiwanie, że postawienie zbrodniarzy przed sądem, jest nie tylko oczekiwanym aktem “sprawiedliwości“, ale może też powstrzymać czy odstraszyć innych w przyszłości?

To tej nadziei, iż działania państwa dotyczące rozliczenia zbrodni PRL-u ukształtują i umocnią fundamenty budowy demokratycznego państwa prawa, Naród Polski został pozbawiony. I trzeba podkreślić, iż dotyczy to całego Narodu, bez względu na zapatrywania, bierność, obojętność czy uznanie tego rozliczania za akt zemsty, nienawiści i dzielenia. Cenę za pozbawienie nas tej nadziei już płacimy wszyscy.

Płacimy, ponieważ nie da się zbudować relatywnie zdrowego i prężnego  demokratycznego państwa prawa bez zdrowych fundamentów.

Dzisiaj po 24 latach widać to jak na dłoni. Fasadowe instytucje państwowe,  ta sama grupa zdemoralizowanych polityków od 24 lat, wszechobecne mafie, koterie i układy, katastrofa moralna, katastrofa demograficzna,  katastrofa gospodarcza, wyjazdy milionøw za chlebem, kompletna zapaść organów ścigania, wymiar sprawiedliwości na usługach władzy wykonawczej, postepująca pauperyzacja społeczeństwa, afera goni aferę... ...by wymienić tylko niektóre ciężkie choroby państwa polskiego.
 
Elementami tego zdrowego fundamentu są między innymi tak lekko i bezcerenonialnie traktowane i odrzucane przez 24 lata: nie tylko  rozliczenie z przeszłością, nieuwalane ręce rządzących, ale też wolność słowa i prawo do szerokiej i ostrej krytyki  rzeczywistości.

W relatywnie normalnych, czy “cywilizowanych” demokracjach prawo do krytykowania dotyczy tak w szerokim rozumieniu funkcjonariuszy publicznych jak i osób publicznych.  Osób, które mają wpływ na formułowanie pogląw i zapatrywań społeczeństwa, czy części społeczeństwa.

Każdy kto korzysta z wolności słowa w społeczeństwie demokratycznym winien mieć pewność prawa, które będzie efektywnie chroniło jego wolności i zapobiegało “zamykaniu ust” w obawie ryzyka poniesienia odpowiedzialności prawnej w wyniku arbitralnego działania sadów.


W państwie szanującym prawo swych obywateli do swobodnego wypowiadania się, ludzie wyrażający niepopularne poglądy i ujawniający niewygodne fakty, kiedy zaangażowane są ewidentnie emocje, mają  również prawo do ostrego, a więc często dosadnego  języka tak, aby od swobodnego wypowiadania się nie odstraszać innych, którzy mają do powiedzenia rzeczy ważne i kontrowersyjne.

W Polsce niestety mamy art. 212 kodeksu karnego. Jest on używany do zwykłego i ordynarnego kneblowania wszelkiej krytyki władzy Powoli zbliżamy się do orwelowskiego stanu, gdzie tylko będzie można głosić  zapodane przez oficjalną rządową propagandę, poprawne politycznie informacje.  Dotyka on nie tylko niepoprawnych dziennikarzy, polityków będących w opozycji, ale i zwykłych Kowalskich, którzy komentują otaczającą ich rzeczywistość, czy to pisząc na blogach, czy wypowiadając się w sądach i urzędach, składając petycje etc.

 Zgodnie z oficjalnymi statystykami Ministerstwa Sprawiedliwości w 2000 r. skazane za zniesławienie zostały 44 osoby, w 2006 r. liczba skazanych wzrosła do 176, w 2008 194 wyroków skazujących, a w 2010 r. liczba osób skazanych oraz osób, wobec których warunkowo umorzono postępowanie karne wzrosła do 246.

Warto przypomnieć, iż przed ostatnimi wyborami na akcję HFPC   “Wykreśl art. 212 kk” - za wykreśleniem opowiedziało się 144 polityków większości ugrupowań politycznych. Wśród nich m.in.: Grzegorz Schetyna (PO), prezes PiS Jarosław Kaczyński, b.minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (PO), Marek Balicki (SLD), Marek Borowski (SdPl), Andrzej Czuma (PO), Ryszard Kalisz (SLD), Paweł Kowal (PJN), Janusz Palikot (Ruch Palikota), Jarosław Sellin (PiS) i Tadeusz Sławecki (PSL).

Oprócz słynnego zniesławiania w art. 212,  kk przewiduje w art.226 przestępstwo znieważenia i poniżenia  funkcjonariusza publicznego i konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej.

Państwo polskie zapomina, iż“…w przypadku braku kontroli władzy i braku równowagi pomiędzy władzami, jedynym skutecznym ograniczeniem dla  polityki bezprawia władzy (…) może być oświecenie obywateli - a co za tym idzie świadoma i krytyczna opinia publiczna, która sama może i będzie decydować o ochronie wartości demokratycznych…” (SN USA orzeczenie w sprawie New York Times v USA z dnia 30 czerwca 1971r.)

Taka swoboda lub jej brak jest zasadniczym testem demokracji i wolnego społeczeństwa. 

Czy  to rzucenie tortem w sędzię przez Pana Zygmunta Miernika, było znieważeniem konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, czy aktem desperacji człowieka, który ma dość bezprawia w wymiarze sprawiedliwości?

 Czy był to akt akt kryminalny, czy akt politycznego protestu byłego działacza Solidarności przeciwko ochranianiu przez totalitaryzm III RP, totalitaryzmu peerelowskiego?

Czy sędzia osądzający ten akt rzucania tortem zada takie pytania i weźmie w ogóle ich doniosłość  pod uwagę w swoich rozważaniach?

Polecam blog mojego "internetowego brata" Adama Kłykowa - Blog weredyka